Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 7

Cześć, tu administrator. Czy wiesz, że w otchłani japońskiego internetu, w jego cichych zakątkach, krążą historie szeptane po kryjomu?

W głębokim mroku anonimowości wciąż przekazywane są liczne dziwne zdarzenia. Tutaj starannie zebraliśmy te tajemnicze opowieści – nieznanego pochodzenia, a jednak dziwnie żywe – które mogą przyprawić o dreszcze, ścisnąć serce, a czasem nawet wywrócić do góry nogami zdrowy rozsądek.

Na pewno znajdziesz tu historie, których nie znałeś/aś. A więc, czy jesteś gotowy/a na czytanie…?

  • [13] Podtrzymanie wątku
  • [21] Podtrzymanie wątku raz dziennie
  • [27] Podtrzymanie wątku
  • [28] Podtrzymanie wątku raz dziennie

[55] Właśnie wróciłem.

[56] Na powitanie krótka historyjka. Opowieść o tym, jak pierwszy raz pracowałem z moim mistrzem.

[58] Pierwszy raz pracowałem z nauczycielem jakieś trzy miesiące po tym, jak się u niego zatrzymałem. Wcześniej była już jedna robota, ale uznano, że to jeszcze za wcześnie, więc mnie nie zabrali. Mniej więcej w tym czasie skończyłem naukę podstawowych tabu związanych z pracą, więc pozwolono mi iść. No cóż, gdybym tak został, byłbym tylko pasożytem. Pewnie chcieli, żebym jak najszybciej zaczął pracować. A jeśli chodzi o samo zlecenie, to chodziło o pozbycie się yōkai, który zamieszkał w tunelu.

Yōkai (妖怪): Ogólne określenie nadprzyrodzonych istot z japońskiego folkloru. Obejmuje różnorodne byty, takie jak bóstwa (kami), demony (oni), duchy (seirei) i potwory.

[59] Według nauczyciela, ta praca była wykonywana raz na pięć lat. Tunel, o którym mowa, nie był zbyt duży. Ledwo mieścił się w nim jeden samochód, a długość wynosiła około 20 metrów, więc też nie był zbyt długi. Konkretnej lokalizacji nie zdradzę, ale to tunel na wsi otoczonej górami. Mimo że mały, dla miejscowych był to dość ważny przejazd. Do tej pory nie było żadnych plotek o wypadkach, śmierciach czy czymś podobnym. Był jednak mały problem – podobno często osiedlał się tam yōkai zwany „Mojiri”.

[60] „Mojiri” (最後) nie czyta się „Saigo”, tylko „Mojiri”. Czy znacie może sztukę mojiri-jutsu? Jeśli nie, możecie wyszukać w internecie, ale w skrócie, to dawna broń, narzędzie do chwytania ludzi. Może ten yōkai też stąd pochodzi? Konkretnie mówiąc, podobno jest to yōkai, który ciągnie za uszy. Kiedy przechodzisz przez tunel nocą, ciągnie cię za ucho.

Mojiri-jutsu (もじり術): Rodzaj sztuki walki i narzędzi używanych w Japonii w okresie Edo do chwytania przestępców.

[61] No cóż, to tylko taki yōkai, więc na pierwszy rzut ucha nie wydaje się zbyt szkodliwy i można by pomyśleć, że można go zignorować. Jednak co się dzieje z człowiekiem, którego „Mojiri” pociągnie za ucho? Podobno łapie przeziębienie. Dlatego dawniej mówiło się, że lepiej nie przechodzić przez tunel nocą. Cóż, na tej wsi mieszka wielu starszych ludzi, dziadków i babć, a do tego, żeby dojechać do szpitala, trzeba przejechać przez ten tunel, więc czasami muszą nim jechać nocą. W takich momentach są ciągnięci za uszy. Dla starszych osób przeziębienie to poważna sprawa, dlatego miejscowi zrzucają się pieniędzmi, żeby co kilka lat go przepędzić.

  • [62] Autorze wątku, żyjesz!

[63] Byłem wtedy jeszcze w gimnazjum, więc byłem jeszcze, jakby to powiedzieć, nieświadomy świata i robiłem wszystko, co kazał mi nauczyciel. Poszedłem za nim tak, jak mi kazał. Godzina jazdy shinkansenem, godzina lokalnym pociągiem, potem miejscowy przyjechał po nas samochodem i stamtąd jakieś 30 minut? Zobaczyliśmy ten tunel. Nie wyglądał jak jakieś nawiedzone miejsce. Mimo że to była wieś, był całkiem czysty. A raczej właśnie dlatego, że to wieś, podobno czasami sprzątają go w ramach dyżurów sąsiedzkich. Pojechaliśmy dalej samochodem, minęliśmy tunel i pojechaliśmy do domu dość zamożnego miejscowego, żeby się przywitać.

[64] To była spora posiadłość. Coś jak, znacie ten film anime „Summer Wars”? Na pierwszy rzut oka przypominała mi tamtą posiadłość. Przywitał nas mężczyzna około sześćdziesiątki, z włosami zaczesanymi na pożyczkę. Nauczyciel grzecznie rozmawiał o różnych sprawach, a ja po pierwszym ukłonie po prostu stałem cicho i patrzyłem. Bardzo mnie ciekawiła ta jego pożyczka. Mieliśmy pracować w nocy, a potem przenocować w tym domu. Powrót był zaplanowany na następne popołudnie. To był dość napięty harmonogram. Facet z pożyczką nalegał, żebyśmy zostali dłużej, ale nauczyciel dość stanowczo odmówił.

[65] Kiedy wybiła północ, nauczyciel zabrał mnie w stronę tunelu. Pieszo. Z posiadłości do tunelu samochodem było 30 minut. Mieliśmy przejść tę odległość pieszo. Zwątpiłem w jego zdrowy rozsądek. Co więcej, mieliśmy sporo bagażu, a ja miałem go nieść. No cóż, nic innego nie mogłem zrobić… Zapytałem nauczyciela, czy nie moglibyśmy poprosić o podwózkę, ale on tylko milczał i pokręcił głową. Dopiero gdy oddaliliśmy się spory kawałek od posiadłości, idąc wiejską drogą wśród pól ryżowych, w końcu się odezwał. Byłem bardzo przestraszony, idąc tak we dwójkę w ciszy. Ale jednym z tabu pracy, których nauczył mnie nauczyciel, było to, że jeśli przed pracą nadal odczuwasz strach, nigdy nie powinieneś otwierać ust. Podobno coś ucieka przez usta. Coś w rodzaju pozytywnej energii, czy coś takiego. Normalnie to nie ma znaczenia, ale przed pracą lepiej jej nie tracić.

alt text

[66] Dlatego nie pozostało mi nic innego, jak milczeć. Poczułem ulgę, gdy nauczyciel się odezwał. Ja nic nie mówiłem, ale nauczyciel, idąc, powiedział coś w stylu, że lepiej nie mieć zbyt wiele do czynienia z ludźmi mieszkającymi po tej stronie tunelu. Nie do końca rozumiałem, dlaczego, ale skinąłem głową. Potem nauczyciel bez końca powtarzał mi drobne uwagi i ostrzeżenia. Dzięki temu, gdy dotarliśmy do tunelu, strach w dużej mierze zniknął. A raczej byłem tak zmęczony, że wszystko mi było obojętne. Myśl, że z powrotem też czeka mnie ta droga… sprawiała, że chciałem się położyć na ziemi.

  • [67] Autor wątku żyje!!!! Witaj z powrotem!
  • [68] Podtrzymanie wątku raz dziennie…!? Nareszcie!

[69] Dodam, że niemówienie dotyczy tylko etapu przygotowań. W trakcie pracy, bez względu na to, jak bardzo się boisz, czasami musisz mówić, inaczej nic z tego nie będzie. Kiedy nauczyciel dotarł do tunelu, wyjął z bagażu, który niosłem, dwie czy trzy świece. Przed tunelem wiał dość silny wiatr i trudno było je zapalić. Nauczyciel mnie zawołał i stanąłem przed świecami. No wiecie, żebym osłaniał przed wiatrem. W końcu udało się zapalić świece. Nauczyciel postawił je przed tunelem. Były to dość grube świece, więc normalnie pewnie by tak łatwo nie zgasły. Ale wtedy wiatr był naprawdę silny, więc zostałem na zewnątrz tunelu jako osłona przed wiatrem, pilnując płomieni świec. Nauczyciel wyjął z bagażu długą linę shimenawa, mieszankę popiołu z kadzidła, ryżu i soli, nauszniki oraz mnóstwo jajek, i z tym wszystkim wszedł do tunelu. Po chwili z tunelu dobiegł głos nauczyciela śpiewającego coś. W środku było bardzo ciemno. Zastanawiałem się, czy nauczycielowi nie przeszkadza ciemność, ale bardziej niż to, ponieważ zostałem sam, ta ciemność tunelu stała się nieznośnie przerażająca. Odwróciłem się plecami do tunelu i stałem, jakbym chronił świece.

Shimenawa (しめ縄): Lina wykonana ze słomy ryżowej, używana w Shintō do oznaczania świętych miejsc. Tworzy granicę i ma chronić przed wtargnięciem nieczystych rzeczy.

[70] Przez chwilę, gapiąc się bezmyślnie na płomienie świec i własny cień, próbowałem się czymś zająć, przypominając sobie fabułę „Fullmetal Alchemist”. Akurat wtedy leciała pierwsza seria (?) tego anime. Marzyłem wtedy jeszcze, że jeśli mam walczyć z yōkai, to chciałbym to robić fajnie, strzelając światłem z rąk, tak jak tam. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem coś dziwnego. Stoję przodem do świec. Cień rzucany przez światło świecy powinien oczywiście padać w moją stronę, mój cień też. Ale mój cień rozciągał się jakby tuż obok świecy.

[71] Przepraszam, muszę przygotować i zjeść kolację.

  • [72] Do zobaczenia. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
  • [76] >>70 Nie bardzo rozumiem ten opis dotyczący świecy, czy ktoś mógłby narysować i wyjaśnić…

[77] Wróciłem. >>76 Przepraszam za niejasność. Stoimy w kolejności „Ja Świeca”, prawda? Normalnie cień powinien padać w kolejności „Cień Ja Świeca”, a było tak, jakby „Ja Świeca Cień”.

  • [95] >>77 Dzięki, autorze wątku! Teraz zrozumiałem i zrobiło się strasznie (lol)
  • [75] Wcześniej autor wątku mówił, że yōkai morskie są bardziej kłopotliwe niż górskie, czy sam spotkałeś kiedyś yōkai morskie? Czy yōkai morskie różnią się cechami od górskich? Temperamentem? Czy można z nimi rozmawiać? Czy może to ten robak, który zabił twojego nauczyciela, był jednym z nich?

[78] >>75 Pisałem o tym wcześniej, ale zasady (kotowari) rządzące yōkai morskimi i lądowymi są inne. Z yōkai lądowymi można rozmawiać na podstawie ogólnej zasady „kontraktu”, ale z tymi morskimi jest to o wiele trudniejsze.

[79] Kiedy to zauważyłem, byłem tak zaskoczony, że natychmiast naszła mnie chęć, żeby się odwrócić. Ale jak zawsze powtarzam, odwracanie się na nocnej drodze to jedno z tabu. Dlatego desperacko się powstrzymywałem. Kiedy przyjrzałem się bliżej, sylwetka tego cienia była trochę dziwna jak na mój własny. Trudno mi wyrazić, co było nie tak, ale jakby głowa była dziwnie duża. Na początku myślałem, że to przez grę światła i cienia. Ale kiedy zorientowałem się, że z cieniem jest coś nie tak, to uczucie dziwności narastało. Zamknąłem oczy na miejscu. Przestraszyłem się.

  • [80] Wcześniej mówiłeś, że bóstwa mogą zginąć w walce z yōkai, czy zdarza się, że yōkai lub duchy walczą między sobą? Czy jeśli opętana osoba wejdzie na czyjeś terytorium, to yōkai, który ją opętał, nie wdaje się w kłótnię w stylu „A ty co tu robisz!”?

[82] >>80 Nie widziałem tego, ale myślę, że zamiast walczyć, zazwyczaj rozwiązują to przez „rozmowę”?

  • [83] >>82 Myślałem, że yōkai są porywcze i emocjonalne, ale wydają się być całkiem racjonalne. Pozwól, że zadam jeszcze jedno pytanie. Mówiłeś, że yōkai górskie to często zwierzęta, które nabrały cnót i zmieniły postać, a czym są yōkai morskie? Ryby i skorupiaki? Czy może od początku były tam jakieś dziwne istoty?

[86] >>83 Trudno powiedzieć. O morzu jest niewiele literatury, więc głównie opieramy się na intuicji i doświadczeniu.

[81] Ile czasu minęło od tamtej chwili? Na pewno sporo, zanim nauczyciel wrócił. Kazał mi otworzyć oczy, gdy stałem tak z zamkniętymi oczami, i zapytał, co się stało. Gdy otworzyłem oczy, od razu sprawdziłem cień, ale ten, który rozciągał się obok świecy, zniknął. Odetchnąłem z ulgą i opowiedziałem nauczycielowi o cieniu. Nauczyciel spakował rzeczy, kazał mi je nieść i zaczął wracać ze mną do posiadłości. Po drodze powiedział, że yōkai zwany „Mojiri” często pojawia się w tunelach i na strychach, ale miejsce, w którym się pojawia, musi spełniać jeszcze inne warunki.

[84] Znak „Sai” (最) pochodzi podobno ze starożytnych Chin, gdzie żołnierze po pokonaniu wroga zbierali jego uszy, aby otrzymać nagrodę. Znak „Go” (後) pochodzi podobno od sytuacji, gdy idąc drogą, nić zaplątała się komuś w nogi. Co więc oznacza „Mojiri” (最後)? Reprezentuje stan, w którym ktoś napada z zasadzki na żołnierza, który zebrał „uszy”, zabiera mu je i przywłaszcza sobie nagrodę. A mojiri używa się do łapania przestępców. Dawniej w miejscach, gdzie osiedlał się ten yōkai, ginęli ludzie, którzy zostali w ten sposób napadnięci i pozbawieni zasług, a ich uraza przyciągała tego yōkai.

alt text

[87] Słysząc to, zapytałem: „Więc Mojiri ciągnie za uszy przestępców, żeby pomścić tę urazę?”. Nauczyciel odpowiedział, że tego nie wie. Powiedział tylko, że ten obszar po tej stronie tunelu prawdopodobnie był kiedyś osadą buraku. „Geograficznie pasuje idealnie” – dodał. Wtedy nie bardzo wiedziałem, co to jest buraku, więc zapytałem nauczyciela o znaczenie i pomyślałem: „Czy przez dawne grzechy nadal osiedlają się tu yōkai?”. Jakby czytając w moich myślach, nauczyciel powiedział: „Mojiri nie jest aż tak natrętnym yōkai i zwykle, gdy raz się go przepędzi, już nie wraca. Ale jeśli wraca, to znaczy, że powstała jakaś nowa uraza”.

Buraku (部落): Termin odnoszący się do historycznie dyskryminowanych społeczności w Japonii i ich mieszkańców, ze względu na określone zawody lub pochodzenie. Współcześnie dyskryminacja jest prawnie zakazana, ale wciąż mogą istnieć głęboko zakorzenione uprzedzenia.

[88] Poprawka. Ja byłem zdziwiony: „Nowa uraza?”. Nauczyciel dodał: „Dlatego lepiej nie mieć zbyt wiele kontaktu z ludźmi z tego miejsca, nie wiadomo, co może się zdarzyć”.

[89] Ostrożnie zapytałem nauczyciela: „Więc czym był ten cień, który widziałem?”. Nauczyciel odpowiedział: „Kto wie? Może to był 'Mojiri’, może 'uraza’. A może coś zupełnie niezwiązanego, albo przypadek spowodowany grą światła i cienia”. Następnego dnia nauczyciel odebrał pieniądze i szybko opuścił posiadłość, zabierając mnie ze sobą.

[90] Na dzisiaj tyle. Jutro napiszę dalszy ciąg poprzedniej historii. Zamierzam zakończyć opowieść o nauczycielu w tym wątku.

  • [91] Eeee? (´・ω・`) A ja chciałem usłyszeć historię o yōkai zwanym Leniwcem z Wielkiej Równiny.

[92] >>91 Opowiem, jak skończę historię o nauczycielu.

  • [96] Jestem bardzo ciekaw, co stało się z nauczycielem i co z młodszą uczennicą. Czy jeśli autor wątku miałby się z kimś związać, to byłaby to zwykła dziewczyna bez zdolności paranormalnych, niezwiązana z tą branżą?
  • [99] To naprawdę dobry wątek od dłuższego czasu. Chciałbym, żeby pan Shigeru Mizuki też go przeczytał.
  • [103] Podtrzymanie wątku przed snem.
  • [106] Dzień dobry, podtrzymanie wątku.
  • [108] Tak bardzo nie mogę się doczekać dzisiejszej historii, że sprawdzam tu co kilka godzin (lol)

[110] Zajęło mi to więcej czasu, niż się spodziewałem. Zaczynam pisać.

  • [111] Hura!

[112] Ostatnio skończyłem na tym, że poszedłem obudzić nauczyciela i jego zachowanie było dziwne. Poinformowałem nauczyciela, że kolacja jest gotowa. Odpowiedział, że rozumie i przyjdzie, jak się przebierze. Trochę się o niego martwiłem, więc postanowiłem poczekać na niego przed jego pokojem. Po chwili nauczyciel wyszedł, ubrany w strój, który miał założyć do nocnej pracy. Chciałem go zapytać, co robił wcześniej, ale jakoś nie mogłem wydusić z siebie słowa. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego nauczyciela. Była też ta sprawa z toaletą kilka dni wcześniej, i od kiedy tu przyjechaliśmy, zachowanie nauczyciela było naprawdę dziwne.

[114] Chyba wyczuł, że chcę coś powiedzieć, bo idąc ze mną do kuchni, zaczął żartować w stylu: „Od kiedy to się o mnie martwisz, lepiej myśl o sobie”. Szczerze mówiąc, bałem się, że coś złego stanie się nauczycielowi, a jeszcze bardziej bałem się, że znowu knuje coś za moimi plecami. Kiedy mu to powiedziałem, prychnął śmiechem. Potem zjedliśmy posiłek z resztą ludzi. Nie pamiętam, co jedliśmy, ale było całkiem smaczne.

[117] Dwie, trzy godziny po kolacji. Nadszedł czas ceremonii. Nauczyciel i ja spakowaliśmy wszystko, co potrzebne, do plecaków i założyliśmy je. Na miejsce zawiózł nas brat [Misato] samochodem, a potem miał wrócić. Oznaczało to, że podczas samej ceremonii będziemy tylko ja, nauczyciel i Misato-san. A jeśli wszystko pójdzie dobrze, brat miał po nas znowu przyjechać. Dotarliśmy na miejsce około 23:30. Wokół panowała kompletna ciemność, a słony wiatr nieprzyjemnie lepił się do skóry. Kiedy brat odjechał, nauczyciel i ja od razu zaczęliśmy przygotowania.

  • [121] Ooo, pierwszy raz jestem na żywo. Aż wstrzymuję oddech.

[122] Najpierw użyliśmy kamienia, który rano odłupaliśmy, jako talerza i położyliśmy na nim robaka. Postawiliśmy to na dużej skale, gdzie znaleziono Misato-san, i lekko posypaliśmy wokół popiołem z kadzidła. Następnie postawiliśmy po jednej świecy na północy i na zachodzie. Włożyliśmy je do osłon przeciwwiatrowych z papieru olejnego i dość łatwo udało się je zapalić. Potem, żeby przywołać yōkai, wykonaliśmy różne przygotowania na ziemi, a następnie otoczyliśmy Misato-san liną shimenawa zwilżoną słoną wodą. Głównie ja zajmowałem się tymi przygotowaniami, a nauczyciel w tym czasie zbierał pobliskie wilgotne gałęzie i liście, wkładał do środka 2-3 włosy Misato-san i używając węgla drzewnego i podpałki, rozpalał ogień. Dym unosił się dość gęsto. Dzięki temu, że była noc, nie rzucało się to w oczy. Tym sposobem większość przygotowań była gotowa. Zajęło nam to około 2 godzin.

[123] I wtedy nauczyciel zrobił coś dziwnego. Wyjął przygotowaną przeze mnie krew białego psa, rozpuścił w niej węgiel drzewny i zamierzał napisać pędzlem znak na czole ubrania Misato-san. A, tak przy okazji, Misato-san była wtedy dość ciepło ubrana, a na wierzchu miała szkolny dres. W takich sytuacjach najlepiej było używać rzeczy, do których była przyzwyczajona. Byłem zaskoczony. To coś, co robi się podczas bardzo niebezpiecznych rytuałów, czasami używa się tego jako amuletu ochronnego, ale u nas nazywa się to metodą kaitenchō. Podobno osłabia połączenie między duszą a ciałem. Jednak w tym rytuale było to zupełnie niepotrzebne.

alt text
  • [124] Ekscytujące.

[127] Myślę, że jutro też będę mógł wpaść, więc na dzisiaj koniec. Przepraszam, że tak po trochu.

  • [129] >>127 Dobra robota. Myślałem, że już nic nie napiszesz, więc cieszę się, że znowu cię widzę. Nie wiem, czy poszedłeś na studia, ale powodzenia.
  • [130] Autorze wątku, dobra robota. Czekamy na ciąg dalszy.
  • [131] Autorze wątku, dobra robota. Zastanawia mnie to tajemnicze zachowanie nauczyciela.
  • [133] Myślałem, że trafiłem na żywo, a tu już koniec.
  • [153] Podtrzymanie wątku.
  • [156] Podtrzymanie wątku.
  • [158] Podtrzymanie wątku. Wsparcie.
  • [104] Chciałbym zapytać autora wątku o jego opinię na temat Sokushinbutsu. Miałem kiedyś okazję zobaczyć, ale to był bardziej przeklęty przedmiot niż Budda…
  • [128] Dobra robota. Chciałbym też odpowiedzi na pytanie >>104.

[160] >>128 Myślę sobie, że to smutny świat, skoro ludzie uważają, że lepiej stać się bogiem niż żyć, albo że po śmierci jest lepiej. Dobry wieczór. Kontynuujmy.

Sokushinbutsu (即身仏): Forma praktyki ascetycznej obserwowana w niektórych odłamach japońskiego buddyzmu (zwłaszcza Shingon). Odnosi się do mnichów, którzy po rygorystycznych praktykach, takich jak spożywanie tylko określonych ziaren i orzechów drzewnych, umierali z głodu w stanie medytacji, często w ziemi, i ulegali mumifikacji.

  • [161] >>160 Czekałem!!
  • [162] Śledzę ten wątek od początku, ale pierwszy raz widzę autora wątku na żywo!
  • [163] Ja też!!! Miło mi! Autorze wątku!! Uwielbiam cię!!!

[166] >>163 Przepraszam, jestem mężczyzną, więc nie jestem obiektem romantycznym… Zauważywszy zachowanie nauczyciela, szybko zasygnalizowałem mu ustalonym znakiem: „Co robisz?”. Jednak nauczyciel albo nie zauważył w ciemnościach nocy, albo celowo mnie zignorował, bo nie odpowiedział. Byłem trochę zakłopotany. Nie mogłem też zapytać na głos. Nie wyjaśniliśmy Misato-san szczegółowo, jak będzie przebiegał rytuał. Oczywiście po to, żeby w razie czego móc na miejscu zastosować jakieś sztuczki. Dlatego lepiej było, żeby Misato-san nie wiedziała za bardzo, że dzieje się coś dziwnego. Ale jeśli zostawiłbym nauczyciela bez zrozumienia jego celu, istniało ryzyko, że coś złego może spaść na mnie. Dyskretnie wyjąłem z bagażu przygotowany „as w rękawie” i schowałem go pod rękawem.

[168] Nauczyciel, ignorując mnie, napisał na czole Misato-san znak „Shita” (下 – Dół). W kaitenchō pisze się różne znaki w zależności od celu. Zasadniczo używa się trzech rodzajów znaków: „Ue” (上 – Góra), „Naka” (中 – Środek) i „Shita” (下 – Dół). Chociaż są one zapisywane w mocno zniekształconej formie. Głównym działaniem jest osłabienie „ognia” znajdującego się na czole człowieka, co osłabia połączenie ciała i duszy. „Ue” używa się dla mężczyzn, „Shita” dla kobiet, a „Naka” dla osób starszych. Kiedy skończył, nauczyciel dał mi znak do rozpoczęcia rytuału. Ponownie wysłałem sygnał: „Co robisz?”, ale znowu zostałem zignorowany.

[172] Nie mając wyjścia, zacząłem śpiewać pieśń rozpoczynającą rytuał, co było moją rolą. Główne znaczenie było mniej więcej takie: „Ponieważ ta dziewczyna została niedawno ugoszczona, tym razem urządziliśmy ucztę w rewanżu. Yōkai, który się nią wtedy zaopiekowałeś, proszę przyjdź”. Mój głos był całkowicie zagłuszany przez szum morza. Co do kaitenchō, uznałem, że skoro doszło do tego etapu, nauczyciel po prostu nie chce mnie tego nauczyć. Czasami zdarzało się to podczas innych prac. Wiecie, jak mistrzowie celowo nie uczą uczniów pewnych rzeczy? Żeby uczniowie ich nie prześcignęli. Postanowiłem myśleć, że tym razem jest podobnie.

[173] Śpiewałem pieśń przez dość długi czas. To trwa, dopóki nie przyjdzie docelowy yōkai. Czyli jeśli nie przyjdzie, trzeba to robić bez końca. Zwykle, gdy robi się to w domu, przychodzi w ciągu 10-20 minut. Ale tym razem trwało to bardzo długo. Kiedy moje gardło było już prawie zupełnie zdarte, nagle kamienny talerz postawiony na skale się przewrócił. Oczywiście, mógł go przewrócić wiatr. Ale podobno przewrócenie się takiego talerza z ofiarą dla yōkai jest dowodem na jego przybycie. Wreszcie zaczyna się główna część.

[174] Na dzisiaj tyle. Do jutra.

  • [176] Dobra robota. Czekamy.
  • [177] Autorze wątku, dobra robota. Co się stało z nauczycielem…
  • [179] Autorze wątku, dobra robota! Nie zdążyłem przeczytać na żywo… Mam zdolności paranormalne, ale nie potrafię odróżnić yōkai od duchów.
  • [180] Na dzisiaj tyle? Ciekawi mnie ciąg dalszy.
  • [183] Podtrzymanie wątku
  • [184] Podtrzymanie wątku
  • [185] Podtrzymanie wątku raz dziennie

[243] Dzisiaj pewnie napiszę 2-3 posty i znikam. Ciąg dalszy. Potwierdziwszy, że „talerz” się przewrócił, szybko zgasiłem zapalone świece. Kiedy to my zastawiamy pułapkę, żeby przeciwnik sam przyszedł, to on gasi ogień. Ale kiedy my urządzamy ucztę i zapraszamy, grzecznością jest, żebyśmy to my zgasili. W tym czasie obowiązek śpiewania pieśni przejął nauczyciel. Nauczyciel śpiewał do yōkai coś w stylu: „Witajcie. Proszę, poczęstujcie się przygotowanym jedzeniem”. Po zgaszeniu świec, następnie lekko nakłułem imbir srebrną igłą i ukłułem nią kciuk Misato-san. Upewniwszy się, że z jej kciuka na pewno płynie czerwona krew, zebrałem linę, która ją otaczała.

[246] Zebraną linę wrzuciłem do ogniska, w którym paliły się gałęzie. Po chwili, co dziwne, gęsty dym zaczął się zmniejszać. Kiedy większość dymu zniknęła, oznaczało to, że yōkai zasiadł do uczty i był gotów wysłuchać naszej prośby. Widząc to, dałem znak nauczycielowi. Wtedy nauczyciel zmienił ton pieśni z powitalnej na formę rozmowy. Wykorzystać dobry nastrój przeciwnika po jedzeniu, żeby przedstawić sprawę korzystnie dla siebie. To metoda, która działa też na ludzi, prawda?

  • [247] Gościnność, co?
  • [249] 2-3 posty to trochę mało. Ale wytrzymam.
  • [251] Czytając to, pomyślałem, że jest wiele rodzajów yōkai i to coś przypominające kagami mochi też pewnie jest jakimś yōkai. Najdziwniejsze, jak teraz o tym myślę, było to, że się nie bałem. A mój młodszy brat w tym samym pokoju krzyczał, że widział Yamabushi otoczonego dymem. Wtedy się śmiałem, ale teraz jakoś mnie to przeraża.

Yamabushi (山伏): Praktykujący „Shugendō”, synkretycznej religii łączącej starożytne japońskie wierzenia górskie z buddyzmem itp. Wykonują rygorystyczne praktyki w górach.

[2] Kontynuuję spokojnie. Kiedy pieśń nauczyciela się zmieniła, szybko zgasiłem ogień z gałęzi i liści. Gdyby płonął dalej, mógłby przyciągnąć niepotrzebnych gości. Kiedy ogień całkowicie zgasł, wokół zrobiło się jeszcze ciemniej. Światło księżyca pozwalało coś widzieć, ale ponieważ nie było żadnych latarni, nie widziałem nawet twarzy nauczyciela czy Misato-san. Widziałem tylko niewyraźne sylwetki ludzi stojących w pobliżu.

[3] Podszedłem do sylwetki, która wydawała mi się Misato-san, położyłem jej rękę na ramieniu i kazałem usiąść. Kiedy moja ręka dotknęła jej wilgotnych włosów, może to typowe dla prawiczka, ale przez chwilę poczułem ukłucie w sercu. Potem czekałem w tym miejscu, aż skończy się pieśń nauczyciela. Zgodnie z ustalonym planem, nauczyciel powinien był zaśpiewać pieśń o treści, że prosi o zapomnienie wspomnień związanych z siedzącą tu osobą. Dla yōkai wszyscy ludzie wyglądają podobnie, więc to miało pomóc w identyfikacji. Jednak wtedy nauczyciel znowu zaczął robić coś dziwnego. Zanim wyraził prośbę do yōkai, nagle przestał śpiewać.

  • [4] Wow, pierwszy raz trafiłem na autora wątku (lol) Czekałem na to (lol)

[5] Przez chwilę spanikowałem, zastanawiając się, czy zdarzył się jakiś wypadek. Ale w następnej chwili usłyszałem dźwięk, jakby tłukło się szkło. Wtedy zrozumiałem: nauczyciel zamierzał przeprowadzić „tate” (walkę). Jak zawsze mówiłem, nasza praca polega głównie na negocjowaniu z yōkai, a nie ich pokonywaniu, ale bardzo rzadko, w sytuacjach bez wyjścia, zdarza się, że musimy „zabić” yōkai. Brzmi to jak prawdziwe polowanie na yōkai, ale jest to niezwykle trudne i niebezpieczne. U nas nazywa się to „tate”, ale wykonuje się je bardzo rzadko. Pewnie znacie stare opowieści, w których yōkai pożerające ludzi są zapieczętowywane, prawda? Czasami dzieje się tak, bo nie da się ich pokonać, ale często, nawet jeśli można by je zabić, nie wolno tego robić, więc zapieczętowuje się je żywcem.

Tate (殺陣): Pierwotnie termin oznaczający choreografię scen walki w teatrze czy filmie, ale tutaj używany jako termin wewnątrzfabularny oznaczający akt fizycznego unicestwienia yōkai lub rytuał z tym związany.

alt text

[6] Chyba już kiedyś mówiłem, dlaczego nie zabija się yōkai bezmyślnie. Yōkai szkodzą ludziom zazwyczaj nie ze złej woli. Te, które czynią wielkie zło, robią to głównie dlatego, że taka jest ich natura. Może to złe porównanie, ale tajfun niszczy domy i zabija ludzi, ale sam tajfun nie ma złych intencji. Po prostu tak się dzieje. Dlatego w tym czynie nie ma winy. Czy nie jest niesprawiedliwe zabijać kogoś bez winy? Oczywiście są też takie, które cieszą się z robienia psikusów, ale te, które są tego świadome, zazwyczaj nie robią nic na tyle złego, by zasłużyć na śmierć. A nawet jeśli istnieje yōkai, który czyni „złe” rzeczy z ludzkiego punktu widzenia, nie mając takiej potrzeby, świadomy swojej niegodziwości, to takie istoty zwykle posiadają tak wielką moc, że po prostu nie da się ich zabić z powodu braku sił.

[8] Dlatego „tate” wykonuje się niezwykle rzadko. W kompletnej ciemności byłem bardzo zdezorientowany. Każda szkoła ma inne metody rozpoczynania „tate”. Zazwyczaj, nawet jeśli rozpoczyna się „tate”, to tylko po to, by przestraszyć yōkai i zmusić go do ucieczki. Jednak sądząc po przygotowaniach nauczyciela tym razem, miał on zamiar całkowicie go „zabić”.

[9] Na dzisiaj tyle. Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Dobranoc.

[10] W tym przypadku metoda nazywa się „Kōmonshū”. Prawdopodobnie pochodzi od chińskiej historii „Uczta w Hongmen” czy czegoś w tym stylu. Zaczyna się od przywołania yōkai. Następnie, po zakończeniu uczty, gasi się wszystkie światła używane w rytuale. Potem rozbija się pustą butelkę po alkoholu. To jest sygnał. To sygnał „Zabij”. Przygotowuje się dwie rzeczy. Po pierwsze, przedmiot odpowiedni do pokonania konkretnego yōkai, którego zamierza się zabić. Chyba już mówiłem, że yōkai potrafią fizycznie poruszać przedmiotami. Oznacza to, że w ten sam sposób podlegają wpływowi rzeczy fizycznych. Oczywiście nie wszystkie, więc trzeba dobrać przedmiot do konkretnego yōkai. Po drugie, coś, co pozwoli dokładnie zlokalizować yōkai. Podobno nawet mając zdolności paranormalne, nie widzi się yōkai wyraźnie, więc trzeba go zwabić lub naprowadzić w określone miejsce. Do tego służy ta druga rzecz. Cóż, szczerze mówiąc, samo przygotowanie nie jest aż takim problemem. To wykonanie jest trudne. Poza tym jest to forma ataku z zaskoczenia, udając, że chce się rozmawiać po przywołaniu yōkai, więc jest to czyn równoznaczny ze zdradą. Jeśli się to zrobi, można stracić zaufanie yōkai na przyszłość, co jest dużym ryzykiem zawodowym. Oznacza to, że nie wolno przeprowadzać „tate” bez takiej determinacji.

  • [11] Znalazłem ten wątek jakiś czas temu, przeczytałem całość i pierwszy raz widzę autora na żywo! Cieszę się! Pytanie, a raczej coś, co mnie zastanawia: czy podatność na wpływ yōkai czy duchów ma związek z budową ciała? Moja dawna znajoma, która podobno miała zdolności paranormalne, była drobna i mówiła coś w stylu: „Teraz, jak urosłam, jest trochę lżej, ale kiedyś było gorzej”.
  • [12] Podtrzymanie wątku

[14] >>11 Nie bardzo się na tym znam. Mówi się, że zdolności paranormalne są częste w dzieciństwie, ale jak jest naprawdę, wie tylko sama osoba, prawda?

  • [257] Rozwój fabuły jest przeciągany jak w anime Dragon Ball.

[2] Przepraszam, że znowu założyłem taki wątek. Dawno mnie nie było.

  • [3] Eee? Prawdziwy?

[4] >>3 Jeśli to filozoficzne pytanie, czy ja to ja, to tak, to ja. Jeśli pytanie, czy jestem prawdziwym łowcą yōkai, to powiem, że jestem prawdziwy, ale ocenę pozostawiam Tobie.

  • [5] Czekałem na ciebie! Z przyjemnością czytałem! Jakiś czas temu mówiłeś, że duchy tylko pokazują ludziom halucynacje, a yōkai zostawiają ślady, prawda? Zgodnie z tym podejściem, wszystkie poltergeisty byłyby dziełem yōkai, co o tym sądzisz?

[6] >>5 Tak by wychodziło. Nie jestem ekspertem od duchów, więc nie znam się na nich dobrze, ale jeśli coś się porusza, to myślę, że to yōkai. Cóż, wydaje się całkiem prawdopodobne, że duch pokazuje halucynacje, a tak naprawdę to człowiek porusza przedmiotami, ale sprawia wrażenie, jakby robił to duch.

[7] No dobrze, minęło sporo czasu, ale chciałbym kontynuować.

[8] Kiedy podałem jej wodę imbirową, Misato-san zaczęła gwałtownie wymiotować. Nie sprawdzałem, co zwymiotowała. Po części dlatego, że było to brudne, a po części dlatego, że było ciemno i nic nie widziałem. Nie pachniało ładnie. Następnie nauczyciel owinął włosy wokół świecy i wyjął z torby lustro. To lustro nie było zbyt duże, takie zwykłe, jakie można kupić w markecie budowlanym, ale powierzchnia była całkowicie zaklejona taśmą klejącą. Położył je na ziemi, postawił na nim świecę i zapalił ją. Oczywiście, chroniąc przed wiatrem. Potem przez chwilę ja opiekowałem się Misato-san, a nauczyciel po prostu cicho obserwował świecę.

[10] Minęły jakieś trzy, cztery minuty, zanim Misato-san w końcu się uspokoiła. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, ale mimo że jej głowa była w strasznym stanie, nie wyglądała, jakby ją bolało. Przed rozpoczęciem rytuału poprosiliśmy ją, żeby w miarę możliwości nie mówiła podczas ceremonii, ale kiedy odzyskała przytomność, dzielnie się tego trzymała. Może po prostu nie miała siły, pomyślałem. Mniej więcej w tym czasie w powietrzu zaczął unosić się nieprzyjemny zapach palonych włosów.

[13] A, tak przy okazji, powód tak długiej przerwy jest taki, że zdawałem na uniwersytet, a do tego miałem pracę i inne rzeczy, więcなかなか nie mogłem tu zaglądać. Przepraszam… przepraszam… Dostałem się na uniwersytet. Od tej wiosny jestem studentem pierwszego roku (23 lata).

  • [15] >>13 Ojej, byłeś taki młody. Zazdroszczę ci życia gęstego jak smoła. Gratulacje z okazji dostania się na studia! Opowiadaj w swoim tempie, bez pośpiechu! Nawet jeśli znikniesz, wystarczy, że nie umrzesz i pojawisz się ponownie.**

[16] Wtedy nauczyciel zastukał w lustro i przewrócił świecę. Świeca nadal płonęła. Na ten sygnał podtrzymałem Misato-san i poprowadziłem ją przed świecę. Potem szepnąłem: „Zgaś świecę śliną”. Słysząc to, nauczyciel dodał: „Postaraj się zebrać jak najwięcej śliny, zanim spluniesz. I uważaj, żeby nie zgasić jej oddechem”. Misato-san skinęła głową i ostrożnie kapnęła śliną na płomień świecy, gasząc go. Nauczyciel uderzył mocno w lustro pobliskim kamieniem dwa lub trzy razy. Kiedy lustro pękło, zaczął je zakopywać w ziemi razem ze świecą. Taśmę klejącą nawija się po to, żeby odłamki lustra nie rozprysły się w tym momencie.

[18] Kiedy całkowicie zakopał lustro, nauczyciel zapytał Misato-san: „Dasz radę jeszcze trochę?”. Wydawała się przez chwilę wahać, ale w końcu skinęła głową. Byłem dość zaskoczony. Nie spodziewałem się, że zwykła gimnazjalistka może mieć tyle siły psychicznej. Widząc to, nauczyciel położył mi rękę na ramieniu i wstał. Potem zaczął śpiewać pieśń.

[30] Treść pieśni głównie obwieszczała koniec uczty. Zrobiliśmy coś okropnego yōkai, który przyszedł, ale zignorowaliśmy to i nie wspomnieliśmy o tym. Normalnie trzeba by przeprosić, usprawiedliwić się i zrobić różne inne rzeczy, ale nauczyciel tego nie zrobił. Cóż, dla łowcy yōkai zaufanie ze strony yōkai jest podstawą utrzymania, więc to dość fatalne posunięcie. Z perspektywy yōkai, przyszedł na ucztę, a tu nagle został pobity bez wyraźnego powodu. Jeśli ten yōkai byłby gadatliwy i rozpowiedziałby to innym yōkai, mogłoby się zdarzyć, że w przyszłości yōkai przestaliby przychodzić na nasze wezwanie. Nasza reputacja mogłaby legnąć w gruzach. Mimo to nauczyciel tego nie zrobił. W tym przypadku cel nauczyciela był prosty: zamierzał ponownie przywołać tego samego yōkai, którego właśnie przepędziłem.

[31] Po zakończeniu pieśni obwieszczającej koniec uczty, nauczyciel zaczął zakopywać pozostałe przedmioty użyte w rytuale. Nauczyciel nic nie mówił, ale posadziłem Misato-san na ziemi, wyjąłem z torby alkohol i rozlałem go na ziemi. To miało na celu zyskanie na czasie, gdyby yōkai wrócił, chyba już o tym kiedyś mówiłem? Pracuję już długo, więc takie rzeczy robiłem sam, bez polecenia. Oczywiście zamierzałem rozlewać go powoli, ale wtedy nagle poczułem dreszcz. W następnej chwili czyjaś ręka chwyciła moje ramię i upuściłem butelkę z alkoholem.

  • [35] O, autor wątku jest! Witaj z powrotem! Gratulacje z okazji dostania się na studia! Czekamy na ciąg dalszy.**
  • [37] Po kilku miesiącach znowu zainteresowałem się wątkiem o łowcy yōkai i zobaczyłem, że jest aktualizacja. Mam dobrą intuicję (lol)
  • [43] Dawno cię nie było.
  • [44] Wiedziałem, że wrócisz.

[50] Pomyślałem: „Przyszedł!”. Myślałem, że potrzeba więcej czasu, ale wygląda na to, że pojawił się dość szybko. Oczywiście istnieje możliwość, że to nie ten sam, ale na 88% to był on. W końcu pobiliśmy go i nawet nie przeprosiliśmy ani się nie usprawiedliwiliśmy. Musiałby być wyjątkowo łagodnym yōkai, żeby nie wrócić wściekły po zemstę. Ale yōkai są proste, więc zemsta < alkohol. Widząc, że upuściłem butelkę, nauczyciel przestał kopać ziemię. Podszedł do siedzącej Misato-san.

[65] Nauczyciel szybko otoczył siedzącą Misato-san liną shimenawa i kazał jej siedzieć w środku bez ruchu. Następnie podszedł do mnie szybkim krokiem i dał mi znak: „Nie, przeszkadzaj, cokolwiek, się, stanie, góra”. Znak „góra” jest u nas bardzo silnym rozkazem i jeśli zostanie wydany, trzeba go bezwzględnie wykonać. Złamanie go oznacza wydalenie ze szkoły. Od kiedy nauczyciel nauczył mnie tego znaku, nigdy go nie użył. W duchu przeprosiłem Misato-san. Nauczyciel wciąż nie zrezygnował z zabicia „Gamona”. A ja postanowiłem posłuchać tego nauczyciela. Misato-san miała zostać poświęcona. Oczywiście miałem wyrzuty sumienia. Chwilę wcześniej moja głowa aż się zagotowała i nawet przeszkodziłem w rytuale. Cóż, pewnie to dowód na to, że jestem tylko pół-profesjonalnym łowcą yōkai. Nauczyciel to przewidział i celowo prowadził sprawy w ukryciu przede mną, próbując stworzyć fakt dokonany, ale ja usłyszałem „Tenmei morashi” (wyciek niebiańskiego przeznaczenia) i zorientowałem się. Mimo to nie można było tego przerwać, stąd znak „góra”. Teraz myślę, że zawierało to też znaczenie: „Nie przejmuj się dobrem i złem jednostki. Zastanów się dobrze nad tym, co robisz, działaj spokojnie, bez emocji”.

[67] Następnie nauczyciel znowu zaczął śpiewać pieśń. Tym razem była to Sanninka (Pieśń Trzech Osób). Sanninka to pieśń śpiewana, gdy chce się okłamać yōkai. Używając specyficznych zwrotów, powtarza się trzykrotnie kłamstwo. W ten sposób można oszukać yōkai w sprawach, które nie są zbyt poważne lub oczywiste – to jedna z technik naszej szkoły. Od dawna mówi się, że liczba „trzy” oznacza „wiele”. Chociaż 5 czy 10 też byłyby okrągłymi liczbami, dlaczego właśnie trzy oznacza wiele? Podobno dla yōkai i bogów „trzy” oznacza „wiele”. Stąd pewnie się to rozpowszechniło. Dlatego w sprawach związanych z yōkai często pojawia się „trzy”. Na przykład Sanshimushi (Trzy Robaki Ciała).

alt text
  • [68] Nadrobiłem! Kibicuję.

[69] Tak przy okazji, czy znacie historię Sannin seiko (Trzech ludzi tworzy tygrysa)? Pewnego dnia niejaki Pang Gong ze starożytnych Chin zapytał króla państwa Wei: „Jeśli ktoś powie ci, że w mieście pojawił się tygrys, uwierzysz?”. Król odpowiedział, że pewnie nie. Pang Gong zapytał dalej: „A jeśli dwie osoby powiedzą, że w mieście pojawił się tygrys, uwierzysz?”. Król odparł: „Zacząłbym trochę wątpić”. „A jeśli trzy osoby powiedzą, że w mieście pojawił się tygrys, uwierzysz?” – zapytał ponownie Pang Gong. Król odpowiedział: „Wtedy bym uwierzył”. Cóż, oznacza to, że nawet jeśli naprawdę nie ma tygrysa, jeśli wielu ludzi powie, że to prawda, uwierzy się w to. Nazwa Sanninka pochodzi właśnie stąd. Jeśli powtórzy się tę samą rzecz trzy razy, yōkai w to uwierzy. Oczywiście oczywiste kłamstwa nie działają. Dlatego trzeba ostrożnie dobierać słowa, kłamiąc. Jeśli kłamstwo wyjdzie na jaw, straci się całkowicie zaufanie. To pieśń, której wolelibyśmy nie używać, ale cóż, jeśli użyje się jej umiejętnie, nie ma nic bardziej skutecznego.

[97] Kłamstwo, które powiedział nauczyciel, brzmiało: „Proszę, nie dotykaj już Misato-san. Najbardziej by nam teraz przeszkadzało, gdyby została dotknięta”. Yōkai jest zły, więc pewnie aż go świerzbi, żeby zrobić coś, co nam zaszkodzi. Z naszego punktu widzenia chcieliśmy wręcz, żeby dotknął jej jeszcze raz, ale celowo powiedzieliśmy coś przeciwnego, żeby naprowadzić yōkai. Co więcej, żeby yōkai uwierzył, nauczyciel ostrożnie otoczył Misato-san liną shimenawa. Skoro otoczył ją tak ostrożnie, to pewnie pomyśli, że dotknięcie jej byłoby problemem, prawda?

[98] Kiedy pieśń się skończyła, ja i nauczyciel oddaliliśmy się trochę od Misato-san. Odchodząc, sprawdziłem miejsce, gdzie rozlałem alkohol – mimo że rozlałem go sporo, zdążyło już prawie wyschnąć. Czekaliśmy tak przez chwilę, a oprócz szumu wiatru i fal morskich, zaczęliśmy słyszeć jakiś dziwny dźwięk. Dźwięk, jakby coś podskakiwało. Coś w stylu „tatan, tatan”? Dźwięk ciężkiej kuli spadającej z niewielkiej wysokości? Taki dźwięk dobiegał. Kiedy się wsłuchaliśmy, dochodził z okolic Misato-san. Dźwięk krążył wokół Misato-san: tatan, tatan. Kiedy wytężyłem wzrok w stronę Misato-san, zobaczyłem, że poruszała się niespokojnie.

  • [141] Chciałbym usłyszeć o najnowszych sprawach z yōkai! Kiedy była ostatnia praca i jaka? Jeszcze nie teraz? (((o(゚▽゚)o)))

[143] >>141 Ostatnio raczej nie przyjmuję dużych zleceń, zajmuję się tylko regularnymi oczyszczeniami. Na przykład dzisiaj negocjowałem z yōkai zwanym Hotaru nishiki, który podobno niszczy świetliki, żeby w tym roku świetliki pojawiły się normalnie w pewnej rzece.

  • [144] >>143 Dobra robota. Dzięki za odpowiedź. Hmmm… więc owady i zwierzęta niekoniecznie są przyjazne yōkai. Jest ich tyle różnych(((o(゚▽゚)o))) Chciałbym ci towarzyszyć… |ωΦ*)コソーリ・・・

[146] >>144 Niezależnie od tego, czy są przyjazne, czy nie, jak zawsze piszę, najczęściej szkodzą nam nieświadomie. Na przykład komary piją ludzką krew, ale nie mają złych intencji wobec ludzi, prawda? Dlatego pojawia się potrzeba negocjacji. Coś w stylu: „Dam komarom coś bardziej pożywnego, więc nie pijcie ludzkiej krwi”. Cóż, z komarami nie da się negocjować, ale o to chodzi.

[147] W przypadku „Hotaru nishiki”, on niekoniecznie zjada czy zabija świetliki, ale podobno sama jego obecność sprawia, że świetliki rzadziej się pojawiają, więc co roku prosimy go, żeby na lato przeniósł się w inne miejsce. Cóż, to tajemnica handlowa, że zawsze mówię mu, żeby jesienią wrócił nad przytulną, czystą rzekę.

[148] Przepraszam, że główny wątek tak wolno idzie. Idę spać.

[165] Ciąg dalszy. Czekając na odpowiedni moment do zbliżenia, dźwięk podskakiwania po chwili zmienił się w powolny odgłos toczenia, jakby coś się turlało. Ostrożnie zbliżyłem się do liny shimenawa. Starałem się nie zderzyć z toczącym się dźwiękiem. Wyjąłem z kieszeni na piersi marker i narysowałem linię atramentem przecinającą ziemię i linę shimenawa. W ten sposób lina została symbolicznie przerwana. Tak przy okazji, czułem się tak winny wobec Misato-san, że nie mogłem spojrzeć jej w twarz, więc celowo narysowałem linię za jej plecami. Potem oddaliłem się i przez chwilę obserwowałem sytuację. Dźwięk toczenia ucichł przy linii. Co więcej, Misato-san zaczęła się powoli kołysać w przód i w tył. Widząc to, szybko przesunąłem linię między liną shimenawa a ziemią. W ten sposób lina znowu zaczęła działać.

[3] Cóż, dzisiaj nie mam za dużo czasu, więc opowiem krótką historię. Akurat niedawno usłyszałem w stołówce o pewnej miejskiej legendzie i jakoś nie mogę o niej zapomnieć, więc opowiem. Prawdopodobnie znajdziecie ją, szukając „Kwadrat” (Square), ale skopiuję i wkleję z Wikipedii: „Pięciu studentów wybrało się w zaśnieżone góry, ale zostali zaskoczeni przez zamieć i zgubili się. Po drodze jeden z nich zmarł. Pozostała czwórka znalazła w zamieci górską chatę i postanowiła spędzić tam noc. Jednak w chacie nie było ogrzewania, a myśląc 'jeśli zaśniemy, umrzemy’, wymyślili sposób, żeby nie zasnąć. Czwórka usiadła w czterech rogach pokoju. Pierwsza osoba, dotykając ściany, szła do miejsca drugiej osoby i klepała ją w ramię. Pierwsza osoba siadała w miejscu drugiej, a druga osoba, podobnie jak pierwsza, szła wzdłuż ściany do miejsca trzeciej osoby i klepała ją w ramię. Druga osoba siadała w miejscu trzeciej, trzecia klepała czwartą, a czwarta pierwszą, zamykając okrążenie. Powtarzali to. Nazwali to 'Kwadratem’, ponieważ krążyli po kwadratowym pokoju. Wymyślili to, bo gdy nadchodziła czyjaś kolej, nie zasypiał, a poczucie misji przekazania pałeczki kolejnemu koledze pomagało wytrwać. Dzięki tej metodzie studenci jakoś przetrwali, aż zamieć ustała, i bezpiecznie zeszli z góry. Jednak jeden z nich zauważył: 'Przy tej metodzie pierwsza osoba przechodzi na miejsce drugiej, więc czwarta osoba musiałaby przejść dystans dwóch osób, żeby móc klepnąć pierwszą w ramię, co jest niemożliwe dla czterech osób’. Zakończenie historii jest takie, że zmarły kolega potajemnie dołączył jako piąta osoba i pomógł przyjaciołom”.

alt text
  • [4] Jakiego yōkai ostatnio pokonałeś?

[6] >>4 Z różnych powodów ostatnio nie przyjmuję zbyt wielu zleceń. Poza regularnymi pracami, które muszę wykonywać po przejęciu ich od nauczyciela, odmawiam.

[5] Zakończenie tej historii, przedstawiane jako „zmarły kolega niespodziewanie się wmieszał!”, jakoś mi osobiście nie pasuje. Dlaczego? Ponieważ, jak wielokrotnie mówiłem, duchy nie potrafią zbyt wiele zdziałać fizycznie. Oczywiście mogą sprawić, że ktoś poczuje się dotknięty, ale to tylko złudzenie. Więc co chcę przez to powiedzieć? Nie chodzi o to, że w ten „Kwadrat” wmieszał się yōkai! Yōkai żyją według własnego uznania, więc nie ma sensu, żeby nagle zrozumiały, co robią ludzie i zaczęły współpracować. Nie robią nic ciekawego, nikt ich o nic nie prosił. Zatem, jeśli uporządkuję tę historię tak, żeby miała dla mnie sens, wyglądałoby to tak: Od początku, kiedy wchodzili na górę, było ich sześciu.

[7] Czyli sześć osób zaczęło wchodzić na górę, po drodze jedna umiera. Pięć osób wchodzi do górskiej chaty i pięć osób robi „Kwadrat”. Ale rano jedna osoba znika. Pozostała czwórka zapomina o tej zaginionej osobie, o tym, że przyszła z nimi, o jej istnieniu. To ma sens. Dlaczego? Ponieważ to zjawisko ma swoją nazwę w świecie yōkai. Dość znaną nazwę: „Kamikakushi” (Boskie ukrycie).

Kamikakushi (神隠し): W japońskim folklorze nagłe zniknięcie osoby, porwanej przez bóstwa, yōkai itp. Jeśli osoba wróci, może nie pamiętać okresu zniknięcia lub osoby z otoczenia mogą zapomnieć o jej istnieniu.

[8] Co do „Kamikakushi”, lepiej niż ja wyjaśni to Wikipedia. Ogólne pojęcie jest pewnie zgodne z waszym wyobrażeniem. To, że ludzie nagle znikają, to słynna cecha „Kamikakushi”. Ale mniej znane jest to, że w przypadku „Kamikakushi” osoby z otoczenia mogą na jakiś czas zapomnieć o istnieniu zaginionej osoby. Na przykład dzieci bawią się, nagle jedno znika, a po powrocie do domu dorośli zauważają brak jednej osoby. W tym przypadku dzieci zapomniały o istnieniu swojego przyjaciela, dopóki dorośli im o tym nie powiedzieli. W gorszych przypadkach nawet dorośli zapominają, a potem przypadkiem, na przykład oglądając rodzinne zdjęcie lub znajdując rzeczy dziecka, zauważają: „O? Nie ma go?”.

[9] Dlatego, nie mówię, że na pewno, ale. Czasami warto przejrzeć swoje albumy, zdjęcia w telefonie i sprawdzić. Może niespodziewanie zapomnieliście o kimś ważnym. Zwłaszcza, że teraz jest sezon narciarski.

  • [10] To naciąganie jest tak słabe, że aż śmieszne.

[20] >>10 Cóż, jeśli mówisz naciąganie, to tak. Oryginalna historia to też miejska legenda, więc może lepiej traktować to na poziomie wywołującym uśmiech politowania, to i mi będzie lżej. To tylko coś, co osobiście mnie nurtowało, więc jeśli było nudne, zignorujcie (lol).

  • [17] Spróbuję się tu trochę potrzymać. Połączenie Kamikakushi i utraty pamięci, o którym nigdy nie słyszałem, jest interesujące.

[23] >>17 Kamikakushi i utrata pamięci są ze sobą dość blisko związane. Cóż, zwykle mówi się, że osoba, która doświadczyła Kamikakushi, po powrocie nie pamięta okresu, w którym była zaginiona. Więc odwrotnie, nie byłoby dziwne, gdyby pamięć osób z jej otoczenia została wymazana, prawda? Cóż, jak w >>10, jeśli ktoś powie, że to naciąganie, to koniec dyskusji.

  • [19] Dawno cię nie widziałem, wyglądasz na zdrowego. Czekałem, bo chcę posłuchać twojej historii. Opowieści tej osoby są ciekawe.

[24] Skoro mam trochę czasu, opowiem jakiś epizod. Pytano mnie niedawno, co ostatnio pokonałem, więc może opowiem o jednej z „regularnych prac”, którą wykonałem niedawno. Ta praca polega w skrócie na tym, że mniej więcej co trzy lata idę w góry, w nocy wspinam się na szczyt, rozsypując po drodze trochę ziemi z miasta, a potem robię jeszcze różne inne rzeczy. Góra nie jest zbyt wysoka, ale ziemia jest dość ciężka, więc to praca fizyczna. Dlaczego trzeba robić coś takiego? Bo ta góra to tak zwana „Kinzan” (Zakazana Góra). Cóż, „Kinzan” to tylko nasza nazwa, prawdziwa jest inna i tutaj ją pominę, ale dlaczego nazywamy ją „Kinzan”? Bo dawniej była to góra, na którą wstęp był zakazany. Nie z powodu niepisanych zasad, strasznych yōkai czy czegoś takiego. Ówczesny władca faktycznie ustanowił strefę zakazaną. Powodem, dzisiaj niewyobrażalnym, byli wtedy bandyci górscy. Chłopi, którzy nie mogli się utrzymać, roninowie i inni tacy zbierali się w górach i napadali na wioski, rabując pieniądze. Próby ich pokonania były trudne, bo bandyci znali góry jak własną kieszeń – jeśli wysłano mało ludzi, zostawali pokonani, a jeśli wielu, ukrywali się w górach i przeczekiwali. Żeby zapobiec powstawaniu takich bandytów, w niektórych regionach zakazano wstępu na niektóre góry. Takie góry nazywamy u nas zbiorczo „Kinzan”.

Kinzan (禁山): Określenie wewnątrzfabularne. Odnosi się do historycznych obszarów górskich, na które władcy zakazywali wstępu, m.in. w celu zapobiegania działalności bandyckiej.

[25] Z powodu tych dawnych pozostałości, drogi nie są utrzymane, lasy są gęste i podobno nawet dzisiaj wiele Kinzan jest zupełnie odludnych. A tam, gdzie nie ma ludzi, łatwo osiedlają się yōkai. Można by pomyśleć, że skoro nikt tam nie chodzi i nikomu to nie przeszkadza, to nie ma problemu. Ale ostatnio w Japonii góry zawsze są czyjąś własnością, a właściciel terenu nie chce, żeby osiedlały się tam yōkai, więc prosi kogoś takiego jak ja o przeprowadzenie czegoś w rodzaju egzorcyzmu.

  • [26] Ho ho, brzmi ciekawie.

[27] W przeciwieństwie do dawnego pół-bezrobotnego absolwenta gimnazjum, teraz jestem studentem, więc takie prace wymagające trochę czasu na dojazd wykonuję podczas dłuższych wakacji. Na tę „Kinzan” pojechałem akurat w zeszłym miesiącu podczas ferii zimowych, co oznaczało pracę w Nowy Rok. Zabrałem uczennicę, najpierw pojechaliśmy shinkansenem do Tokio, a tam nad rzeką napełniliśmy ziemią sześć dużych butelek po coli. Tę noc spędziliśmy w hotelu biznesowym, a następnego ranka popłynęliśmy promem z Tokio na Shikoku. Samolot byłby idealny, ale ta ziemia (lol). Ciężka i podejrzana, więc wybraliśmy prom. Samochodem czy pociągiem byłoby za ciężko. Po dotarciu na Shikoku jechaliśmy pociągiem 2-3 godziny, a potem wynajętym samochodem 3-4 godziny. Dotarliśmy w pobliże tej góry. Podczas przerwy w podróży samochodem na parkingu zadzwoniłem do zleceniodawcy, żeby poinformować, że zaraz wchodzimy do lasu. Z tym zleceniodawcą tak naprawdę nigdy się nie spotkałem. Nie jest też obecny przy wejściu do lasu, więc szczerze mówiąc, mógłbym skłamać, że już to zrobiłem, i nikt by się nie zorientował. Ale kiedy nauczyciel zmarł, obdzwoniłem różne miejsca, pytając, czy nadal mogę liczyć na zlecenia, i około 40% odpowiedziało: „Już nie przychodź”. Dlatego nawet jeśli to praca dla kogoś, kogo nie znam, muszę ją wykonać porządnie, żeby zbudować zaufanie. Może kiedyś polecą mnie komuś innemu. Ja i uczennica spakowaliśmy rzeczy i czekaliśmy, aż niebo całkowicie pociemnieje. Cóż, dotarliśmy już po południu, więc nie czekaliśmy długo. Śnieg nie padał, ale było bardzo zimno, więc po wyłączeniu silnika samochodu założyliśmy pełne ubrania zimowe i zjedliśmy onigiri na kolację.

[28] Około szóstej na zewnątrz było już prawie zupełnie ciemno. Telefon nie miał zasięgu, więc przygotowaliśmy sprzęt zapobiegający zgubieniu się, jak kompas, GPS itp., a ponieważ w górach prawie nie ma ścieżek, założyliśmy buty trekkingowe, przygotowaliśmy rzeczy do zabrania, załadowaliśmy ziemię na plecy i ruszyliśmy. Kiedy weszliśmy do lasu, od razu zrobiło się o jakieś 20% zimniej. Na drzewach były znaki wyznaczające dotychczasową trasę obejścia góry i kierując się nimi, szliśmy w górę, zataczając koła. Co około 10 metrów wysypywaliśmy trochę ziemi na ziemię. Dlaczego to robimy? Podobno zawiera ludzką energię. Cóż, to ziemia znad rzeki, ale podobno ziemia z miasta jest przesiąknięta ludzkim zapachem.

  • [29] Znalazłem ciekawy wątek, szybko.

[30] Góra nie jest zbyt wysoka. Nie wiem dokładnie, jak wysoka, ale mimo to po około półtorej godziny dotarliśmy mniej więcej do połowy. Tutaj było już trochę śladów śniegu. Dla uczennicy była to pierwsza taka zimowa wyprawa w góry i wyglądała na bardzo zmęczoną. Prawdę mówiąc, nie zamierzałem jej zabierać, ale sama nalegała w stylu „Ja też chcę!”, więc pewnie nie mogła narzekać. Chciałem zrobić przerwę, ale w pobliżu nie było odpowiedniego miejsca. W górach lepiej jak najmniej rozmawiać, więc nie mogłem jej rozproszyć pogawędką. Wtedy nagle uczennica krzyknęła ze strachu i usiadła na ziemi. A, tak przy okazji, uczennica szła z przodu, a ja za nią. Podbiegłem do niej, pytając: „Co się stało!”, a ona z bladą twarzą wskazała na drzewo przed nami. Na gałęzi wisiała lalka Barbie. Najwyraźniej to ją przestraszyło.

[31] Pomyślałem: „A, tylko tyle”. Ale dla uczennicy było to na tyle przerażające, że przez 3-4 minuty nie mogła wstać. W górach często można znaleźć takie rzeczy. Zastanawianie się, dlaczego to tu jest, jest bezcelowe. Może to tylko czyjś żart, a może ma jakieś znaczenie, ale angażowanie się w to przynosi tylko straty. Pieniędzy też z tego nie ma. Dałem jej znak ręką: „Nie przejmuj się”, „Ignoruj”. Przypomniałem sobie, że martwiłem się jej zmęczeniem, ale zupełnie zapomniałem o strachu. To jasne, że wchodząc pierwszy raz w takie warunki do nocnego lasu, musiała się bać.

[32] Wyjąłem z torby napój. Tym razem nie był to często używany przez nas sake (lol). Nieletniej nie można przecież podawać alkoholu. Prawda jest taka, że jedzenie lub picie czegokolwiek w górach, gdy nie przeprowadza się rytuału, nie jest dobre. Po pierwsze, może przyciągnąć złą energię. Po drugie, jeśli w pobliżu są yōkai lub coś podobnego, pomyślą: „O? Coś smacznego jedzą? Co? Co? A dla mnie?”. I jeśli im nie dasz, zdenerwują się. Dlatego dawniej myśliwi w górach, jedząc jedno onigiri, drugie wyrzucali. W naszym przypadku, jeśli uznamy to za absolutnie konieczne, pijemy wywar z kleistego ryżu z dodatkiem imbiru. Nie jest smaczny, ale trzymamy go w termosie, więc jest trochę ciepły. Yōkai nie są tym zainteresowane, więc nie podchodzą, a nawet jeśli wejdzie jakaś zła energia, podobno szybko wychodzi, więc nie ma wpływu.

  • [33] Czy widzisz yōkai?

[35] >>33 W większości przypadków nie widzę. Nie mam zdolności paranormalnych, a yōkai nie lubią pokazywać się ludziom, więc zazwyczaj się ukrywają.

[34] Kiedy uczennica wypiła cały napój, zabrałem ją i wznowiliśmy pracę. Minęła kolejna godzina. Nie dotarliśmy na szczyt, ale skończyła nam się ziemia. Tutaj zaczynała się główna część. Zdjąłem wierzchnią warstwę odzieży zimowej, wyjąłem z torby brudny dres i założyłem go. Nie pamiętam, czy już o tym mówiłem, ale. Przed bogami należy stawać w czystym ubraniu. Przed yōkai lepiej w brudnym, podobno bardziej to lubią. Kazałem uczennicy grać na specjalnym instrumencie perkusyjnym w stałym rytmie, a sam, jak zwykle, zacząłem recytować pieśń.

  • [36] Czekam z niecierpliwością. Naprawdę jest ciekawie.

[37] Jak zwykle ukryję dokładną treść pieśni, ale jej ogólne znaczenie jest takie: „Dobry wieczór. Przepraszam za nagłe najście. Jestem taki a taki, ze szkoły takiej a takiej. Przybyłem tym razem z tych samych powodów co ostatnio. Proszę o dalszą łaskawość”.

[39] W górach zazwyczaj mieszkają yōkai. Raczej dziwne byłoby, gdyby ich tam nie było. Yōkai nie wiedzą, jak ludzie, „Prawo do tej ziemi należy do tego a tego!”. Kryterium jest tylko to, czy ktoś tam mieszka, czy nie. Wyrzucanie ich z powodu ludzkich spraw nie jest fair. Dlatego ich nie wyrzucamy. Gdybyśmy ich wyrzucili, narazilibyśmy się na ich urazę. Każdy by się zdenerwował, gdyby nagle powiedziano mu: „Wynoś się!” z jego własnego domu, prawda? Poza tym, nawet jeśli ich wyrzucimy, zaraz przyjdzie inny yōkai i zamieszka w górach. Nieważne, jakie środki zapobiegawcze zastosujemy, nie będziemy tam przecież cały czas stać na warcie, więc to bezcelowe. Dlatego w przypadku tej pracy, sprawiamy, że większość góry staje się miejscem nieatrakcyjnym dla yōkai, a jeśli mimo to pojawi się nowy yōkai, negocjujemy z tym już mieszkającym, żeby przekonał go: „To mój dom, idź gdzie indziej”. Odwiedzamy to miejsce co około trzy lata, żeby sprawdzić sytuację. Cóż, robimy trochę co innego, niż prosi zleceniodawca, ale w rezultacie gęstość yōkai w górach maleje, więc niech się z tym pogodzi. Jak nie powiemy, to się nie dowie.

[41] Po skończeniu pieśni wyjąłem z torby zawiniątko z folii aluminiowej z mieszanką popiołu z kadzidła, ryżu i soli. Kazałem uczennicy dalej grać na instrumencie, a sam poszedłem wyżej w góry. Po około pięciu, sześciu minutach wspinaczki zacząłem niekontrolowanie drżeć. Było zimno, to prawda, ale to nie było drżenie z zimna. Nie ze strachu też, ale z jakiegoś dziwnego powodu drżałem. To niestosowne, ale czułem się trochę jak przy chorobie Parkinsona. Zatrzymałem się tam, otworzyłem folię aluminiową i wysypałem zawartość na ziemię, tworząc coś w rodzaju kopczyka soli? Potem mocno kopnąłem to razem z ziemią, uważając, żeby nie spojrzeć za siebie, odwróciłem się i zacząłem schodzić z góry. Po drodze zabrałem uczennicę i wróciliśmy krótszą, bardziej bezpośrednią trasą.

[42] Kiedy dotarliśmy do samochodu i uruchomiliśmy silnik, uczennica z bladą twarzą zaczęła opowiadać, że kiedy patrzyła, jak idę w górę, wydawało jej się, że widziała jakiś cień, który wyszedł z zarośli i poszedł za mną. Zażartowałem: „A, to było, lalka Barbie się ruszała”.

[43] To tyle. Idę zjeść.

  • [44] Do zobaczenia.
  • [45] Autorze wątku, dawno cię nie było. Czasami o tobie myślałem. Cieszę się, że znowu piszesz. Ta krótka historia też była ciekawa. Proszę, opowiedz też dalej o nauczycielu.
  • [46] Ta uczennica… czy to może Misato-san?

[47] >>46 A, racja. Ta część jeszcze się nie skończyła. Na dzisiaj przejrzę stare wątki, żeby przypomnieć sobie, do którego momentu doszedłem. Od jutra będę pisał dalej.

  • [48] Dzisiaj przejrzałem dotychczasowe wątki i szukałem nowego, więc jestem zachwycony, że go znalazłem.
  • [51] Podtrzymanie wątku
  • [52] Podtrzymanie wątku

[53] Dziękuję za dyskretne podtrzymywanie wątku. Napiszę jeszcze trochę.

  • [54] Przeczytałem stare logi, żeby się przygotować i czekałem \(^o^)/

[55] Minęło już sporo czasu, więc niektóre wspomnienia mogły się trochę zatrzeć, proszę, przymknijcie na to oko. Ciąg dalszy historii o nauczycielu. Jakiś czas po tym, jak Misato-san zaczęła dziwnie się zachowywać, zaczęła kołysać ciałem i mamrotać coś pod nosem. Starałem się nie skupiać na jej mamrotaniu i spojrzałem na nauczyciela. Nauczyciel, po skończeniu Sanninki, stał w milczeniu ze spuszczoną głową. Czy nie powinien czegoś przygotować? „Gamon” pojawia się losowo w pobliżu po śmierci „Nyoze”. Dlatego znalezienie go zależy w dużej mierze od szczęścia. Czy nauczyciel ma jakiś sposób na znalezienie „Gamona”? Dlaczego nauczyciel nie daje żadnych wskazówek? Rytuały są zasadniczo symboliczne i niejednoznaczne, i chociaż wiedza i doświadczenie pozwalają na pewne oceny, często można pomylić to, co się robi, z czymś innym, tak jak ja przed chwilą, kiedy przez pośpiech zepsułem rytuał. Dlatego ważne jest, aby podzielić się na „Shuhana” (głównego wykonawcę) i „Johana” (asystenta), a główny stale przekazuje sygnały asystentowi, aby utrzymać komunikację. Sygnalizacja ręczna jest ważna, ale w nocy, w ciemności, trzeba używać również innych prostych sygnałów, aby kontynuować. Mimo to nauczyciel, odkąd rozpoczął „tate”, nie wysyłał mi żadnych instrukcji. A ja przecież nie znam dalszej części „tate”! Nie mogłem nic zrobić, tylko stać w ciemności.

[56] W międzyczasie stan Misato-san uległ dalszej zmianie. Nagle przestała mamrotać i zaczęła niespokojnie się poruszać, jakby źle się czuła. Potem zaczęła kaszleć, a następnie gwałtownie wymiotować. Pomyślałem, że po wypiciu wody imbirowej już nic nie ma do zwymiotowania, ale sądząc po dźwięku, wydobywała się spora ilość czegoś. Stałem jednak za plecami Misato-san i było ciemno, więc nie widziałem, co wymiotuje. Wtedy nauczyciel, który do tej pory stał nieruchomo, podszedł do Misato-san. Zastanawiałem się, co zrobi, a on otworzył usta i powiedział: „Umrzesz. Umrzesz. Umrzesz.” Nie głośno, ale wyraźnie. „Umrzesz. Umrzesz. Umrzesz.” Powtarzał to w kółko. „Umrzesz. Umrzesz. Umrzesz.” Następnie wyjął coś z kieszeni i zaczął rzucać w stronę Misato-san.

[57] W ciemności nie widziałem, czym rzuca. Ale słyszałem mokry odgłos „plask, plask”, gdy coś uderzało w ciało Misato-san. W sumie sześć razy nauczyciel czymś rzucił. Nie, sześć razy to dziwne. Nauczyciel rzucił sześć razy, ale może nie rzucał po jednej rzeczy na raz. Cóż, pomijając to, kiedy skończył rzucać, Misato-san przestała wymiotować i leżała twarzą do ziemi, nieruchomo. Ledwo słyszalny, ciężki oddech i unoszące się plecy pozwalały stwierdzić, że jakimś cudem jeszcze żyje.

[58] Na dzisiaj tyle.

  • [59] Dobra robota.
  • [60] Dobra robota.

[76] Ciąg dalszy. W tym momencie, co dziwne, poczułem nagły powiew ciepłego wiatru. To niemożliwe na klifie nad morzem, zwłaszcza w zimnej porze roku. Nauczyciel chyba też to poczuł, bo na chwilę przerwał ruch. Zostawił Misato-san i podszedł do mnie. „Widzisz?” – dał mi znak nauczyciel. Nie zrozumiałem, o co chodzi, i pokręciłem głową. „Tam. Nie pomyl się. Tam.” „Tam, brat, jest.” Nauczyciel wskazał pobliski kąt i dał mi kolejny znak. Byłem tak zaskoczony, że prawie krzyknąłem. Brat? Ten brat? Nauczyciel, potwierdziwszy moją reakcję, wysłał instrukcję: „Przeszkadzaj” i odszedł ode mnie.

alt text

[78] Jutro też mam test, więc przepraszam, że tak krótko, ale idę już spać.

  • [79] Dobranoc.
  • [80] Dobra robota.
  • [93] Myślę, że yōkai istnieją, duchy też. Jednak w tego typu wątkach utrwalił się schemat akceptowania tylko tego, co się samemu doświadczyło. To mnie trochę irytuje. Mówi się, że wróżbici i medium prawie zawsze wydają kategoryczne sądy, i to prawda. „Nigdy nie spotkałem ducha, który potrafiłby coś zrobić fizycznie. Dlatego takich nie ma”. Kiedy pojawiają się przykłady spoza własnych doświadczeń, zaprzeczają z całych sił. Przecież w >>5 zaprzeczyłeś, nie twierdź kategorycznie, że ich nie ma. To nieprzyjemne. Po prostu jeszcze ich nie spotkałeś. Mam nadzieję, że kiedyś spotkasz. Sednem tej wypowiedzi jest to, żeby nie zaprzeczać. Czy wszystkie doświadczenia innych, których sam nie miałeś, to urojenia? Na pytanie „Yōkai nie istnieją, to zmyślone historie” odpowiedziałeś „Może istnieją”? Nie lubisz, gdy zaprzecza się twoim słowom, a sam zaprzeczasz słowom innych? O co chodzi? Dzieje się tak, bo masz utrwalony obraz w swojej głowie.

[94] >>93 Rzeczywiście, masz rację. Po prostu ich jeszcze nie spotkałem, a nauczyciel nauczył mnie „to jest yōkai”, przyjąłem tę utrwaloną koncepcję i sam zacząłem się mądrzyć. Przemyślę to. Szczerze mówiąc, osobiście wątpię, czy w ogóle spotkałem yōkai. Wstyd mi przyznać, pracując w tej branży, ale nie mam zdolności paranormalnych, więc nigdy nie widziałem duchów czy yōkai wyraźnie na własne oczy. Dlatego to, co mówię, nie jest prawdą absolutną. Yōkai i duchy, o których opowiadam, to jedynie „obiekty mojej pracy”, a dla wygody zawodowej w mojej branży tak je klasyfikujemy.

[95] Chodzi mi o to, że u nas jest zasada: przyjmujemy zlecenia dotyczące dziwnych rzeczy, które poruszają przedmiotami. Zleceń dotyczących dziwnych rzeczy, które nie poruszają przedmiotów, nie przyjmujemy, tylko odsyłamy gdzie indziej. A ponieważ nazywamy się łowcami yōkai, cóż, obiektem naszej pracy są yōkai, a te, których nie możemy przyjąć, odrzucamy, mówiąc: „To duch, nie nasza specjalność”. Dlatego nie widziałem ich ani nie spotkałem w prawdziwym tego słowa znaczeniu, przepraszam, jeśli uraziłem kogoś, kto zna się lepiej, i sprawiłem mu przykrość.

[135] Ciąg dalszy. Mimo że kazano mi „przeszkadzać”, przeciwnikiem był brat nauczyciela. Z tego, co słyszałem kiedyś od nauczyciela, prawdopodobnie stał się teraz yōkai zwanym „?” (migawari? – zastępca?), więc wiedziałem, co trzeba zrobić, ale jakoś się wahałem. O „?” chyba już mówiłem, ale przypomnę: miejsca znane z samobójstw stają się w pewnym sensie rodzajem yōkai, a jeśli ktoś tam umrze, jego dusza zostaje uwięziona. Aby uwięziona dusza mogła uciec, musi zabić innego człowieka i postawić go na swoim miejscu. Cóż, tę uwięzioną osobę też nazywa się „?”, więc jest to dość nieprecyzyjne pojęcie. Dawniej „?” był uważany za jednego z najstraszniejszych yōkai, a starsi ludzie uczyli, jak sobie z nim radzić. Jeśli go spotkasz, najpierw odwróć się plecami. Potem nasikaj na ziemię. W większości przypadków przeciwnik ucieknie. Ale myśląc, że to brat nauczyciela, jakoś mi było nieswojo.

[136] Teraz będzie bardzo obrzydliwy opis, więc osoby wrażliwe niech pominą. Nie mając wyjścia, poszedłem we wskazane miejsce. Tam, gdzie mniej więcej się go spodziewałem, odwróciłem się tyłem, opuściłem spodnie i majtki. Nagle poczułem, jak moje przyrodzenie zostało chwycone przez coś bardzo zimnego i mimowolnie zacząłem sikać „żorożoro”. Ale z moczem było coś dziwnego. Mężczyźni pewnie zrozumieją, ale kiedy sika się na stojąco, zwłaszcza w zimny dzień, z moczu unosi się para, prawda? Dużo pary. Ale tym razem nie było jej wcale. A kiedy skończyłem sikać, uczucie chwytu na przyrodzeniu pozostało, co więcej, zimno zaczęło rozchodzić się po całym ciele. Chciałem schować przyrodzenie, ale ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie mogłem nimi ruszyć. W duchu spanikowałem, że to źle. Większość „?” poddaje się po odwróceniu się plecami i nasikaniu, ale to tylko większość. Doświadczone „?” są uparte i rzadko spotykane, ale takie niełatwo wypuszczają zdobycz. Pewnie dlatego, że długo były „?”, chcą jak najszybciej zaznać ulgi.

  • [137] Przyszedłeś.
  • [138] Czekałem z niecierpliwością.
  • [84] Autorze wątku, byłeś. Czekam na ciąg dalszy, proszę o jeszcze.
  • URLをコピーしました!

コメントする