-
【Inny Świat?】Kiedy byłem dzieckiem, była osoba zwana „Człowiekiem Rzeki”.
-
Analiza 121 tweetów Rei Kokubuna, podróżnika w czasie z 2058 roku 【Dokładna Analiza】
-
Widzę swoje ja z równoległych światów, macie jakieś pytania?
-
Świadome sny istnieją i są niesamowite, co nie?
-
【Wieczna Nicość】Czy jest tu ktoś, kogo przeraża świat po śmierci?
-
CZY UWAŻACIE, ŻE REINKARNACJA JEST PRAWDZIWA????
-
Wyobrażony przyjaciel jest zbyt wspaniały…
-
Mój 3-letni syn chyba pamięta swoje poprzednie życie…
-
【Nicość】 Wątek, w którym na poważnie rozważamy świat po śmierci
-
Hej, ludziska, wierzycie w reinkarnację i poprzednie życia?
-
Odpowiem na pytania dotyczące duchów i świata pozagrobowego
-
Zastanawiam się nad światem po śmierci, reinkarnacja musi istnieć, prawda?
-
Historia o tym, jak zobaczyłem coś, co wydawało się być mechanizmem przeszłości, teraźniejszości, przyszłości i wszechświata
-
Gdy śnisz koszmary, zawsze widzisz je leżąc w swoim pokoju, prawda?
-
Wspomnienia z poprzedniego życia? Niesamowita historia, którą nagle zaczął opowiadać mój syn
-
Wsiadłem do pociągu i trafiłem w dziwne miejsce
-
Po tym, jak zobaczyłem coś dziwnego. Ciąg dalszy
-
Reinkarnacja na pewno istnieje, właśnie teraz się upewniłem
-
Jak spowodować, aby nastąpił paraliż senny
-
Dziwne doświadczenie nauczyciela z gimnazjum
-
Coś mnie trochę wystraszyło → 34-letni facet padł zmęczony na łóżko i w rezultacie…
-
No cóż, w sumie nie byłoby dziwne, gdyby istniał świat po śmierci, prawda?
-
„Pamiętasz świat po śmierci? Masz jakieś pytania?
-
„Sny podczas snu” są zbyt tajemnicze

-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 7
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 6
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 5
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 4
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 3
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 2
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania?
[2] Kitaro to rywal? Czy może sojusznik?
- [3] Dzięki za założenie wątku!
[5]>>2 Nigdy nie spotkałem Kitaro, ale gdyby istniał, byłby konkurencją. On pracuje za darmo.
- [6] Czyli interes by padł (śmiech)
[7] Kontynuacja poprzedniego wątku. Akurat miałem wejść do swojego „zwierzaka” (※ Chodzi o pokój?), kiedy w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Wyglądało na to, że ktoś przyszedł, więc pomyślałem, że Wan-kun się tym zajmie i zamierzałem to zignorować. Ale po chwili na dole (ja korzystałem z pokoju na drugim piętrze) zrobiło się trochę głośno, słychać było płacz dziecka. Zaciekawiło mnie to, więc przebrałem się z piżamy w codzienne ubranie i poszedłem zobaczyć, co się dzieje. W salonie, do którego zaprowadzono mnie rano, było 3-4 mężczyzn wyglądających na miejscowych i jedna kobieta trzymająca płaczące dziecko. Jeden z mężczyzn rozmawiał o czymś z Wan-kunem. Wan-kun skończył rozmowę i wyszedł z pokoju. Zapytałem, co się stało, ale wyglądał na spieszącego się i zignorował mnie. Z ciekawości przyglądałem się, co się dzieje, gdy Wan-kun wrócił do pokoju ze stetoskopem.
- [8] Czyżby wszczepiono mu jakiegoś robaka?
- [9] Czekam z niecierpliwością.
- [12] Co dalej?
- [13]>>12 Cierpliwości. Taki jest ten wątek.
- [16] A propos robaków, czy to są takie typowe, jak stonogi, czy może nie mają postaci?
- [17] Podobno używa się do tego żywych owadów, psów, kotów itp., różnych zwierząt… Myślę, że o tym właśnie mówi fragment z „Ōharae Kotoba”: „grzech zabijania zwierząt i rzucania klątw (majimo)”. Mówi się, że ten jad robaków (kodoku) jest niezwykle skuteczny, ale i konsekwencje (odbicie klątwy) są równie straszne.
„Ōharae Kotoba” to jedna z ważnych modlitw (norito) w shintoizmie. Recytuje się ją w celu oczyszczenia z grzechów i nieczystości.
- [18] Uff ^^;
- [20] Różnica między moim codziennym życiem a tym jest tak ogromna, że trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, ale taki świat też istnieje.
- [29] Czekałem!!
[40] Kontynuacja. Wan-kun, który przyniósł stetoskop, zaczął badać dziecko. Potem z poważną miną zaczął rozmawiać z dorosłymi. Kiedy tak się przyglądałem z roztargnieniem, nasze spojrzenia się spotkały. Wan-kun, wciąż z tą samą trudną miną, podszedł do mnie. Zapytałem, czy coś się stało. Wyglądało na to, że w mieście, w którym mieszkali starszy pan Lee i Wan-kun, nie było oficjalnego lekarza, więc oni zazwyczaj pełnili rolę czegoś w rodzaju znachorów. Tego dnia dziecko ludzi, którzy właśnie przyszli, skarżyło się na ból brzucha od rana. Początkowo się tym nie przejmowali, ale wieczorem ból stał się tak silny, że dziecko zaczęło krzyczeć, więc nie mieli innego wyjścia, jak odwiedzić starszego pana Lee. Wtedy trochę zrozumiałem, dlaczego Wan-kun i inni byli tak szanowani przez miejscowych. Byli jedynymi ludźmi w okolicy, którzy potrafili zdiagnozować chorobę. No i cóż, jego uczeń, Wan-kun, choć jeszcze niedoświadczony, miał już pewną wiedzę. Okazało się, że dziecko miało ostre zapalenie wyrostka robaczkowego.
- [41] Jest!
- [42] Czekałem na ciebie!
[44] Sytuacja była dość krytyczna, wyglądało na to, że jeśli operacja nie zostanie przeprowadzona natychmiast, będzie źle. Starszy pan Lee i Wan-kun mieli pewną wiedzę chirurgiczną, podobno czasami przeprowadzali drobne zabiegi, a nawet usuwali wyrostek. Zazwyczaj główną rolę odgrywał starszy pan Lee, a Wan-kun asystował. Oczywiście, żaden z nich nie miał licencji lekarskiej. Ale dzisiaj starszego pana Lee nie było, a najbliższy duży szpital był oddalony o 30 minut pieszo i kolejne 3 godziny jazdy samochodem. Zapalenie wyrostka u dzieci postępuje szybko i łatwo dochodzi do perforacji, więc taka podróż stanowiła zagrożenie życia. Dlatego chcieli jakoś przeprowadzić operację teraz i poprosili mnie o pomoc. Byłem w szoku, coś w stylu: „Co?!”, myślałem, że na pewno znajdzie się ktoś inny do pomocy, czułem się jak Shinji, któremu po raz pierwszy kazano wsiąść do Evy. Wtedy pomyślałem: „Dlaczego ja?”, ale tak bardzo prosili mnie o pomoc, że w końcu, błagany przez Wan-kuna i miejscowych, powiedziałem: „Nie obchodzi mnie, co się stanie” i poszedłem z nimi do czegoś w rodzaju sali operacyjnej. Sala operacyjna znajdowała się na końcu czegoś, co w bloku nazwano by trzecim piętrem. Wyglądała na czystą, ale warunki higieniczne i tak budziły moje obawy. Sprzęt też był bardzo prosty, pomyślałem: „Hej, hej, czy to na pewno wystarczy?!”. Przebrałem się w coś w rodzaju białego fartucha i używając narzędzi chirurgicznych, które wyglądały na nowe i były w zapieczętowanych torbach, Wan-kun rozpoczął operację. Ale dziwne było to, że chociaż prosił mnie o pomoc, nie dawał mi żadnych instrukcji ani nic do roboty.
[45] Stałem jak słup soli i przyglądałem się operacji. Zręczność Wan-kuna była imponująca. Wyglądał super, jak Black Jack. Nie do końca rozumiałem, co się dzieje, ale operacja zakończyła się po około półtorej do dwóch godzin. Dziecko spało spokojnie. Wan-kun wyglądał na wyczerpanego. Potem powiedział do mnie: „Chodź ze mną”, kazał mi wziąć wycięty kawałek mięsa? Prawdopodobnie wyrostek, i pociągnął za coś wystającego z podłogi sali operacyjnej. Pojawiły się wąskie schody. „Przepraszam, ale tylko ciebie mogę teraz poprosić o pomoc w tym. Czy wiesz o Sanshichu (Robakach Trzech Zwłok)?” – zapytał.
- [46] Chodzi o te trzy rodzaje bóstw, które żyją w ludzkim ciele…? Chyba były jakieś trzy robaki, które robiły złe rzeczy.
- [47] To te, które żyją w górnej, środkowej i dolnej części ciała i donoszą Cesarzowi Niebios o złych uczynkach podczas snu?
- [48]>>47 Sprawdziłem, nazywają się Sanshi lub Sanchu. Tak jak mówisz, są trzy: górny, środkowy i dolny. Wygląda na to, że pochodzą z taoizmu.
[66] Przepraszam. Jutro wieczorem postaram się znaleźć trochę więcej czasu i napiszę więcej.
- [67] Jestem podekscytowany, ale czekam cierpliwie, nie przemęczaj się.
- [68] Czekamy.
- [70] Podbijam.
- [72] Gdzie i jakie youkai najczęściej się pojawiają?
- [76] Jeszcze nie ma?
- [77] Podbijam.
[78] Kontynuacja. Sanshichu były mi dość znane. Według nauczyciela, to jedne z tych rzeczy, z którymi najlepiej nie mieć do czynienia. Ktoś już wcześniej sporo o tym pisał, i pewnie tak właśnie jest. Dawni ludzie nie wiedzieli, dlaczego się starzejemy, więc rozumieli to tak, że robaki zjadają ludzkie życie. Sanshichu żyją w ludzkim ciele i żywią się siłą psychiczną, czy może siłą woli, czymś w tym rodzaju. Co gorsza, im więcej mogą wyssać, tym bardziej się cieszą, w ogóle nie myślą o żywicielu i wysysają go aż do śmierci. Potem, jak gdyby nigdy nic, przyczepiają się do nowo narodzonych dzieci. Kiedy człowiek próbuje podążać ścieżką duchową (Dō), musi najpierw jakoś zabić te robaki. Dlatego dawni taoiści jedli eliksiry (tan) zrobione z ciężkich metali, jak rtęć. Myśleli sobie: „Jeśli zabiję Sanshichu i wstąpię na ścieżkę, zanim umrę!”, ale to nie takie proste. Podobno nawet bogowie mogą zostać wyssani na śmierć przez Sanshichu. Krótko mówiąc, są naprawdę niebezpieczne. To może zły przykład, ale pamiętacie z Księżniczki Mononoke tego dzika na początku, z którego wychodziło mnóstwo czarnych, wijących się stworzeń? Można sobie wyobrazić Sanshichu właśnie w ten sposób.
- [79] Zaczęło się!
[80] No więc, takie są Sanshichu. Kiedy zapytałem, co z tego, Wan-kun, prowadząc mnie w dół schodów, zapytał ponownie: „A o Danryūkō (Gwoździach Przecinających Smoka)?”. Danryūkō to też dość znana historia. Znowu, pochodzi ze starożytnych Chin. Zhu Yuanzhang, założyciel dynastii Ming, obawiał się, że jego dynastia zostanie obalona przez inną, więc rozkazał swoim podwładnym zniszczyć wszystkie smocze żyły (Ryūmyaku) w całych Chinach. Smocze żyły to, cóż, miejsca o wielkiej mocy według feng shui, i wierzono kiedyś, że bez ich mocy nie można zostać cesarzem. Oczywiście, nawet jeśli ktoś pożyczył tę moc, późniejsze ruchy skorupy ziemskiej mogły zmienić przepływ smoczych żył i doprowadzić do zmiany dynastii. Metodą używaną do niszczenia wszystkich smoczych żył były właśnie Danryūkō. Jednakże, w wyniku działań dynastii Ming, nawet jeśli ich własne smocze żyły osłabły, nie powstała żadna nowa dynastia Hanów, a zamiast tego władzę przejęli obcy Mandżurowie z dynastii Qing. Współczesna historia związana z tym to na przykład Japonia podczas II wojny światowej. Mała Japonia okupowała Azję Południowo-Wschodnią, ale ponieważ okupowane kraje miały znacznie więcej ludzi i większe terytorium, Japończycy podobno niszczyli tamtejsze smocze żyły. Cóż, nie wiem, czy to było na darmo, ale ostatecznie zostali zaatakowani nie z Azji Południowo-Wschodniej, a z Nowego Świata.
[81] Kiedy tak rozmawialiśmy, schodząc po schodach, nagle poczułem, jak coś ciągnie mnie za ramię do tyłu. W środku schodów było dość ciemno, ale byłem pewien, że nikogo za mną nie ma. Mimo to czułem za sobą liczne oddechy i coś w tym rodzaju. Poczułem też dziwny zapach spalenizny. Zatrzymałem się na chwilę, więc Wan-kun, chyba trochę zdziwiony, powiedział: „Chodź szybciej”. „Przepraszam, ale nie mogę zejść dalej” – odpowiedziałem.
- [82] Jest!
[83] Jak już mówiłem wcześniej, te łasice, które mój dziadek spalił żywcem, wcale nie zaspokoiły w pełni swojej zemsty. Wciąż mnie dręczą i bawią się mną, ale ja poniekąd chciałem być dręczony. To znaczy, nie jestem masochistą, ale chyba mam spore poczucie winy za śmierć mojej rodziny, bo gdybym tamtego dnia zatrzymał siostrę, i tak dalej. Może dlatego chciałem jakiejś kary. Tak czy inaczej, wygląda na to, że dla nich wciąż jestem dobrym obiektem do dręczenia, i czasami nawet się przydają. Podobno nie chcą, żebym umarł albo był bliski śmierci, bo wtedy straciliby zabawę. Dlatego, kiedy próbuję iść w naprawdę niebezpieczne miejsca, zatrzymują mnie w ten sposób. Dla mnie, kogoś bez żadnych zdolności paranormalnych, to pomocne, ale ich istnienie jest uciążliwe. Z racji mojej pracy, chodzenie w takie niebezpieczne miejsca jest nieuniknione. Nauczyłem się, że tylko niepotrzebnie wzbudzają we mnie strach, a i tak muszę iść. Ale tym razem było inaczej, nie było żadnego powodu, dla którego musiałbym tam iść, więc najlepiej było trzymać się z daleka od niebezpieczeństwa. Dlatego próbowałem odmówić pomocy Wan-kunowi.
[84] Wtedy Wan-kun, wyraźnie zirytowany, powiedział: „Tam na dole wbity jest Danryūkō. Sam sobie nie poradzę, pomóż mi”. Zareagowałem czymś w stylu: „Co?!”, ale słysząc to, zrozumiałem. Połączenie Danryūkō i Sanshichu jest dość popularne, co oznaczało, że nie zostałem wezwany do pomocy przy operacji, ale do pomocy w rytuale zwanym „Shukushi” (Świętowanie Śmierci).

- [85]>>78 To był dzik, nie świnia…
- [86]>>78 To był dzik, nie świnia…
[87]>>72 Zależy od miejsca, ale myślę, że łatwiej je spotkać tam, gdzie nie ma ludzi.
- [88] Czytam.
[89]>>86 Dzik, który nie umie latać, to tylko świnia! (odwrócenie kota ogonem)
- [92] Ciekawe.
- [105] O! Czekam na kontynuację.
- [172] Podobno w innym wątku był ktoś nazywany „chodzącą świątynią”. Gdziekolwiek się pojawiał, wszystko oczyszczał, więc osoby z zdolnościami paranormalnymi mówiły mu „Nie przychodź tu (śmiech)”. Podobno nawet zwykłe formuły magiczne oczyszczał i przekształcał w inne, piękne. Oczywiście klątwy oczyszczał i zamieniał w błogosławieństwa. Jak szedł do nawiedzonej ruiny, to następowało przymusowe egzorcyzmowanie czy coś w tym stylu.
- [173] Wow, niesamowite. A w jakim wątku, tak przy okazji?
- [174]>>172 Niesamowite!
[175] Samo oczyszczanie bez zadawania pytań oznacza ciągłe branie na siebie karmy (gō), więc myślę, że to dość niebezpieczne.
- [176]>>175 Witaj z powrotem!
- [177] Czekałem na ciebie!
[178] Kontynuacja. „Shukushi” to kultura, która narodziła się w Chinach w czasach dynastii Qing, stworzona przez Szamanów (Saman). Qing to państwo założone przez mniejszość etniczną z Chin, Dżurdżenów, a Szamani byli kimś w rodzaju ich wyroczni. I ten „Shukushi” to naprawdę przerażający rytuał. Polega na wszczepianiu Sanshichu w przerwaną smoczą żyłę. Nie znam dokładnych szczegółów ani logiki, ale w każdym razie, pożyczając „zwłoki?” smoczej żyły, rozmnażają się w zastraszającym tempie. W ten sposób można sztucznie hodować Sanshichu.
[179] Używano tego do różnych rzeczy z Sanshichu, ale ten rytuał miał ogromną wadę. Ówcześni Szamani chyba nie myśleli zbytnio o przyszłości, ale wszczepione Sanshichu, pożerając smoczą żyłę, rozmnażały się bez końca, aż w końcu zaczynały się przelewać. W XVIII i na początku XIX wieku w Chinach zginęło mnóstwo ludzi w wojnach, a powodem tego było podobno właśnie to, że Sanshichu, namnożone przez „Shukushi”, w końcu stały się zbyt liczne, wyrwały Danryūkō, które działały jak włazy studzienek, i wylały się na zewnątrz.
- [184]>>175 Bierze się na siebie karmę? Chciałbym dowiedzieć się więcej o braniu na siebie karmy. Słyszałem, że towarzyszy mu jakieś bóstwo i dlatego tak się dzieje. Mówiąc inaczej, czy to tak, jakby człowiek był świątynią (yashiro), w której mieszka bóstwo?
- [185]>>184 Ja też słyszałem o takich ludziach. Z tego, co słyszałem, nie wydaje mi się, żeby musieli martwić się o branie na siebie karmy. Podobno są też ludzie, z którymi smok pracuje razem (nie chodzi o Shikigami czy coś, czym ludzie mogą rozkazywać), może to coś podobnego.
„Shikigami” to duchowa istota, którą według wierzeń posługują się onmyōji i inni. Wykonuje różne zadania na rozkaz swojego pana.
[186] Myślę, że to kwestia różnicy w postrzeganiu „karmy (gō)”, to bardzo skomplikowane i sam nie potrafię tego dobrze wyjaśnić, ale istnieje coś takiego jak przyczyna i skutek (inga), prawda? Jest przyczyna i rodzi się skutek. Ta koncepcja jest bardzo ważna. Na przykład, powiedzmy, że dostajesz od kogoś prezent. Ta osoba prawdopodobnie wysyła go z sympatii, albo może chce czegoś w zamian, z takimi uczuciami. A strona odbierająca, bez względu na to, co o tym myśli, tworzy między nimi pewnego rodzaju więź. Tę więź nazywa się czymś w rodzaju inga, a w dawnych praktykach ascetycznych (sennin shugyō) podobno lepiej było mieć jak najmniej tej ingi. Co do ludzi oczyszczających, nie wiem, czy naprawdę istnieją, ale gdyby istnieli, to na przykład, powiedzmy, że na poboczu drogi jest jakiś youkai. Ten youkai nie robi nic złego, tylko obserwuje ludzi, myśląc: „Ludzie są ciekawi”. Wtedy przechodzi tamtędy ta oczyszczająca osoba. Youkai zostaje oczyszczony i znika bez śladu. Ale ten youkai też ma przyjaciół i rodzinę. Ta oczyszczająca osoba nie ma złych intencji, ale nieświadomie nawiązuje złą relację z tymi towarzyszami youkai. Jeśli jest zła przyczyna, nie może narodzić się dobry skutek. Tę złą przyczynę mój nauczyciel nauczył mnie nazywać „karmą (gō)”. Oczyszczanie bez zadawania pytań, moim zdaniem, oznacza to samo, co wyjście na miasto i bezmyślne zabijanie ludzi i niszczenie rzeczy, więc przynajmniej dla mnie wydaje się to dość niebezpieczne.
[187] Co jeszcze, powiedzmy. Na przykład, jest ktoś zadłużony. I ktoś zabija tę zadłużoną osobę. Wtedy ta zadłużona osoba nie może już spłacić długu, prawda? Co się dzieje z tym długiem? W świecie inga, osoba, która zabiła zadłużonego, musi go spłacić. Kiedy zabijasz youkai, więzi związane ze złem, które wyrządził ten youkai, stają się własnością zabójcy. Myślę, że to odpowiedzialność zabójcy, coś w tym rodzaju. Cóż, podsumowując krótko, myślę, że to coś w stylu: „Skoro robisz złe rzeczy, to nic dziwnego, że w końcu spotka cię kara?”. Możesz pomyśleć: „Czy oczyszczanie to coś złego?”, ale nawet jeśli coś jest brudne, to jeśli istnieje, ma w sobie pewną wolę niebios, czy porządek natury, nie potrafię tego dobrze wyrazić, ale jest coś takiego, więc ciągłe niszczenie tego nie jest dobre.
- [188] Inga = powiązanie, hmmm. Wygląda na to, że samo normalne życie już nas oplata ingą, na dobre i na złe. Dopóki wchodzimy w interakcje z czymkolwiek, ludźmi czy rzeczami, nie ma na to rady.
- [189]>>186 Ludzie mają wolę, pragnienia, co oznacza, że absolutnie istnieją zarówno dobre, jak i złe przyczyny. Być może celem ascetów (sennin) było wydostanie się z takiego cyklu. Słuchając tego, myślę, że dopóki żyjemy, nie da się uciec ani od karmy (gō), ani od zasług (toku). Jeśli youkai znikający przez oczyszczenie są częścią porządku natury, to koncepcja „oczyszczenia”, która je usuwa, również jest częścią porządku natury. Poprzez jej stosowanie ktoś (lub coś, lub gdzieś) zostaje oczyszczony i ocalony, ale youkai wciąż giną. Nie potrafię tego dobrze ująć, ale czuję, że to zawsze dwie strony tej samej monety.
[213] Chciałbym prosić, żeby pytania ograniczały się raczej do tematyki youkai. Na innych tematach nie znam się zbyt dobrze. Jednak myślę, że podejście „robi coś złego = no to trzeba to oczyścić” jest absolutnie błędne, bez względu na dziedzinę. Nie wierzę, że w dzisiejszym społeczeństwie są ludzie, którzy potrafią coś takiego robić, a przynajmniej ja w to nie wierzę, a nawet jeśli są, to uważam, że nie powinni tego robić. A propos kontynuacji tematu karmy (gō), robienie złych rzeczy nie oznacza, że kiedyś nadejdzie kara. Jeśli kogoś dręczysz, to ta osoba będzie cię nienawidzić, prawda? Wtedy istnieje „możliwość”, że ta nienawidząca osoba nagle wpadnie w szał i spróbuje cię zabić. Tak właśnie rozumiem karmę. Prawdopodobieństwo, że złe rzeczy doprowadzą do dobrych rezultatów, jest niewielkie, ale nawet robienie dobrych rzeczy ma spore prawdopodobieństwo wywołania złych skutków. Może to dlatego mówi się, żeby nie tworzyć ingi bezmyślnie.
- [215] Chcę usłyszeć kontynuację!
- [216] Proszę o kontynuację!
- [252] Youkai to coś nowego. Czytałem wiele o duchach. Przypomniała mi się seria „Tatarareya Masa-san”.
- [254] Moje rozumienie: duch → z człowieka w formę duchową, youkai → od urodzenia, dziwne i tajemnicze istoty.
[255] Co do karmy (gō), myślę, że jest przerażająca, bo nie da się jej oczyścić. Przynajmniej ja nie znam sposobu. Podobno nie znika nawet po śmierci, ale można ją przenieść na innych. Różnica między youkai a duchami czy myślokształtami polega głównie na tym, że youkai żyją, a duchy są martwe.
[256] Mówi się, że duchy nie mają nóg, co oznacza, że są martwe i nie mają fizycznej siły. Jak więc wchodzą w interakcje z ludźmi? Pokazują im halucynacje itp. Czy youkai są fizyczne? Na przykład, powiedzmy, że w pokoju słychać kroki. Jeśli rozejrzysz się i niczego nie znajdziesz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to halucynacja wywołana przez ducha. Jeśli znajdziesz jakiś fizyczny dowód, na przykład ślady stóp, to jest to youkai.
[257] Co do sposobu, w jaki człowiek staje się youkai, nie wiem zbyt wiele, ale jest chińskie powiedzenie „Człowiek nieśmiertelny, natychmiast staje się youkai”, więc myślę, że wystarczy żyć długo.
- [258]>>256 Hmm. Może to, co zawsze widzę, to duchy. Nawet jak się poruszają, nie słychać kroków. Ale jak biegają, to chyba słychać dźwięk. Czy to rozumiesz jako youkai?
[259] Przygotuję dalszą część historii. >>258 Dźwięk może być halucynacją, więc trudno powiedzieć. Jeśli to youkai, powinien być jakiś dowód. Sierść zwierzęca, dziwne ślady stóp itp.
- [260] Kiedyś w miejscu, gdzie przestrzeń była jakby zamglona i słychać było dźwięki, postawiłem wodę, sól i coś w rodzaju ofiary. Okazało się, że w środku była ogromna ilość kurzu i czegoś długiego, przypominającego włosy. Czy to o tego rodzaju rzeczy chodzi?
[261]>>260 W takim razie istnieje możliwość, że to youkai.
- [264] Jest! Czekałem.
[265] Kontynuacja. Chiny w dużej mierze ponosiły konsekwencje Shukushi na własne życzenie, ale tak naprawdę Japonia też sporo przez to ucierpiała. Jak już mówiłem, podczas II wojny światowej Japonia niszczyła smocze żyły w krajach Azji Południowo-Wschodniej. Jest historia z tamtych czasów, że japońska armia zmusiła pewnego człowieka znającego się na feng shui w jakimś kraju do bycia przewodnikiem. Ten człowiek zaprowadził japońskich żołnierzy do smoczej żyły, ale był podobno bardzo potężnym czarownikiem. Uknuł różne intrygi, pozwolił im przeciąć smoczą żyłę, a potem zabił żołnierzy. Następnie pochował ich ciała i Sanshichu w smoczej żyle, wykonując Shukushi. Wykorzystując ciała i rzeczy żołnierzy, stworzył potężną klątwę, która miała półtrwale przeklinać Japonię. Ta właśnie klątwa jest pochodzeniem, czy też pierwowzorem, Kōtōjutsu (Sztuki Spadającej Głowy). Podstawowe elementy są bardzo podobne, i pomyślałem, że osoba, która to wymyśliła, była naprawdę niesamowita. I to jest główny temat dzisiejszej opowieści: Kōtōjutsu.
- [266] Robi się ciekawie!
- [268]>>255 Duchy są martwe, oczywiste (śmiech). Youkai to pół-duchowe substancje, czyli częściowo materialne, więc żyją… coś w tym stylu? Podobno są ludzie, którzy widzą duchy i tacy, którzy widzą tylko youkai. Ja widziałam duchy, a moja siostra youkai. Mówiła o gigantycznej twarzy wyłaniającej się z drzwi i poruszającej ustami, albo o małym demonie kradnącym poduszkę. Wydawało mi się to wytworem wyobraźni, ale patrząc na jej obecny super-realizm, może to była prawda.
- [270]>>268 Ty też widzisz duchy, a opowieści siostry o youkai traktujesz jak fantazje i zaprzeczasz im?
- [272]>>270 Ja też podejrzewałam złudzenie optyczne, albo były to takie sobie duchy? (białe cienie itp.). W porównaniu z tym, co widziała moja siostra, było to bardzo dziwne.
[288] Co do tego, że Japonia jest przeklęta, podobno Japończycy, w porównaniu z ludźmi z innych krajów, rodzą się obecnie z jednym dodatkowym Sanshichu. Różni ludzie próbowali różnych rzeczy, ale ostatecznie doszli do wniosku, że nie da się tego naprawić. Z tego powodu praktyki duchowe i tym podobne są prawie niemożliwe. To także jeden z powodów, dla których Shikigami czy używanie duchów jest niemożliwe. Przy okazji, opowiem trochę o tego typu praktykach. Nie jest dobrze angażować się w takie zaklęcia bez zrozumienia.
[289] Pierwotnie, po co istnieją praktyki duchowe? Podobno po to, by stać się świętym (seijin). A co to jest ten święty? Jeśli ten świat jest planszą do shogi, to zwykli ludzie są tylko pionkami.
„Shogi” to tradycyjna japońska gra planszowa dla dwóch graczy. Celem jest przesunięcie pionków i zamatowanie króla przeciwnika.
[289] Ale święty wyskakuje z tej planszy i staje się graczem. Oznacza to, że święty staje się istotą zjednoczoną z niebem i ziemią. Co jest więc potrzebne, aby do tego dążyć? Najpierw trzeba zrozumieć cztery koncepcje: „Droga (Dō)”, „Metoda (Hō)”, „Technika (Jutsu)” i „Naczynie/Talent (Ki)”. Może to brzmieć skomplikowanie, ale prosty przykład: powiedzmy, że ktoś jedzie samochodem z Aomori do Tokio. W tym przypadku samochód to „Naczynie (Ki)”. Lepszy samochód jedzie szybciej i szybciej dociera do celu, prawda? Nawiasem mówiąc, „Naczynie” nie oznacza narzędzi, których się używa, ale talent i tym podobne. A „Technika (Jutsu)” to umiejętności. Oczywiście, samochód ma pewne znaczenie, ale jeśli jeden kierowca ma 10 lat doświadczenia, a drugi dopiero co zdobył prawo jazdy, to nawet jeśli jest niewielka różnica w „Naczyniu”, weteran na pewno dotrze szybciej, prawda? Czym jest „Metoda (Hō)”? To sposób. Czyli jak dostać się z Aomori do Tokio. Na przykład, jeden jedzie samochodem, a drugi pociągiem Shinkansen lub samolotem. Ten, kto jedzie Shinkansenem lub samolotem, bez względu na to, jak słabe ma „Naczynie” czy umiejętności, wybrał szybszą metodę, więc na pewno szybciej dotrze do Tokio. I na koniec jest „Droga (Dō)”.
[290] „Droga (Dō)” to kierunek z Aomori do Tokio. Bez względu na to, jak szybką metodą, z jaką świetną techniką i jakim niesamowitym sprzętem się posługujesz, jeśli pojedziesz w zupełnie innym kierunku, nie dotrzesz do celu, nawet jeśli okrążysz Ziemię, prawda? Często mówi się „Wstąpić na drogę (Nyūdō)”. Oznacza to „znaleźć i wejść na właściwą drogę”. Myślę, że można to rozumieć jako: „Bez względu na to, ile czasu to zajmie, znalazłem właściwy kierunek, więc kiedyś tam dotrę”. Tyle że cel nie jest porównywalny z podróżą z Aomori do Tokio, ale raczej z gwiazdą oddaloną o miliardy lat świetlnych.
[291] Współcześni ludzie z zdolnościami paranormalnymi, czy ci, którzy mają przeczucia, w tej koncepcji polegają na „Naczyniu (Ki)”. A ci, którzy potrafią używać Shikigami, talizmanów itp. (choć wątpię, czy naprawdę potrafią), polegają na „Technice (Jutsu)”. Według mojego nauczyciela, my, ludzie tacy jak my, którzy prawidłowo rozpoznają i wchodzą w interakcje z youkai i innymi istotami, posiadamy „Metodę (Hō)”. Są też tacy, którzy po prostu dążą do „Drogi (Dō)”, ale to niemożliwe, więc są po prostu głupcami. Myślę, że prawdopodobnie mówi o poważnych mnichach i tym podobnych.
- [292] Czytając to, zdałem sobie sprawę, że to coś, o co chciałem zapytać. Dziwne uczucie.
[293] Nie mam zamiaru wyśmiewać mnichów ani nikogo innego, ale co jest złego w prostym dążeniu do drogi? To, że jeśli napotkasz jakiś wypadek na tej drodze, nie będziesz w stanie sobie z nim poradzić. Jesteśmy ludźmi, więc dopóki żyjemy na świecie, nieświadomie tworzymy różną karmę (gō). Z powodu tej karmy czasami spotykamy złe rzeczy i możemy przez to stracić życie. Wtedy cały wysiłek włożony do tej pory pójdzie na marne. Ale z drugiej strony, jeśli polegasz tylko na metodzie, technice czy naczyniu, coraz bardziej zbaczasz z drogi i idziesz w złym kierunku. Osoba oczyszczająca, jak ta „chodząca świątynia”, robi to samo, co jazda samochodem i bezcelowe potrącanie ludzi na poboczu. Co więc robić? Nawet jeśli mnie zapytasz, nic na to nie poradzę. Ciągłe doskonalenie „Techniki (Jutsu)” dla własnej korzyści też nie jest dobre. To jakby bez konkretnego celu próbować blokować innym drogę samochodem. A co do metody. Sama w sobie, nawet jeśli jest błędna, przynajmniej nie szkodzi innym. Ale metoda jest ustalana przez ludzi, więc jeśli się nią zwiążesz, a okaże się błędna, bardzo trudno będzie ją poprawić. To jakby wiedzieć, że najszybciej z Aomori do Tokio jest samolotem, ale wyjechać samochodem i znaleźć się w sytuacji bez odwrotu.
- [296] Podbijam.
- [298] Ho.
- [300] Czy ta chodząca świątynia nie jest przypadkiem spadkobiercą świątyni z tej historii? W jego przypadku bóstwo jest stale w jego ciele, więc złe rzeczy nie mogą się zbliżyć. Czy w takim przypadku też tworzy się karma? Myślę, że to jak unikanie silnego słońca, po prostu się przemieszcza.
- [301] Wśród youkai też są tacy, którzy wstępują na drogę (Nyūdō), czy to znaczy, że youkai też dążą do bycia świętymi? Co do techniki, cóż, trudno. Trudno uwierzyć w niewidzialne rzeczy. To przypomina koncepcje takie jak Shin-Gi-Tai (umysł-technika-ciało) czy Trzy Cnoty. Równowaga i ich integracja na wyższym poziomie… może coś takiego jest ważne.
[302]>>294 Literówka. „Naczynie (Ki)”. >>300 W takim przypadku powstaje dług wobec bóstwa (kami-sama). Bóstwa nie pomagają nikomu za darmo, zawsze oczekują czegoś w zamian, więc jest to jeszcze bardziej kłopotliwe. Dlatego karma (gō) też się pojawia. >>301 W przypadku ludzi, wstąpienie na drogę (Nyūdō) często oznacza dążenie do bycia świętym, ale youkai mogą mieć inne cele. Być może działanie zgodnie ze swoim celem nazywa się wstąpieniem na drogę.
[303] Może ważne jest pierwotne znaczenie własnych narodzin, cel życia i tym podobne. Jutro napiszę kontynuację historii. Dobranoc.
- [305]>>1 Historia jest naprawdę ciekawa. Będę regularnie podbijać, więc pisz kontynuację powoli!
- [307]>>302 Dzięki za odpowiedź. Rzeczywiście, myślę, że bóstwa nie pomagają za darmo. Kiedy ponownie przeczytałem tę często cytowaną historię, zrozumiałem, że jego ród, zanim posiądzie moc bóstwa, dźwiga brzemię straszliwej karmy, którą musi powstrzymać. Często mówi się, że jeśli coś zyskasz, coś stracisz, ale według myślenia >>1, jeśli coś zyskasz, coś (karmę) bierzesz na siebie?
- [313] Podbijam, podbijam.
- [316] Czy istnieją takie istoty jak smoki czy mizuchi? Koleżanka z pracy na część etatu podobno widzi takie rzeczy, słyszałem, że w małym wodospadzie w pewnej świątyni był smoczy bóg (ryūjin)… Czy to jednak trochę inne od youkai?
„Mizuchi” to legendarna, podobna do smoka, wodna istota duchowa z japońskich podań.
- [317] Niesamowite, ile różnych istot jest w niewidzialnym świecie. Mityczne bestie i tak dalej. Dlaczego ja nic nie widzę? Czuję się, jakbym coś tracił.
- [319] Może widzenie to też rodzaj brania na siebie karmy.
- [326] Czy wzrost liczby Sanshichu to skutek chińskiej klątwy?
- [327]>>1 Myślę, że twoja historia jest wspaniała. Tak jak mówisz, życie z czystym sercem może prowadzić do spokoju. Myślenie tylko o sobie prawdopodobnie rodzi karmę (gō). Gdyby Japończycy zrozumieli, że to, co budowali przez długą historię, to nie tylko przesądy, kraj stałby się lepszy, a ludzie mogliby wieść szczęśliwsze życie duchowe…
- [328] Gdzie w dzisiejszych czasach przebywają youkai? Chciałbym móc je widzieć.
[331] Nie wiem, kto rzucił tę klątwę, i przynajmniej ja nie znam dokładnej metody. Nie jestem użytkownikiem Kōtōjutsu. W każdym razie, chodzi o zakopanie ciał zabitych japońskich żołnierzy wokół Danryūkō, a następnie jakąś metodą sprawienie, by dusze żołnierzy i robaki Sanshichu myślały, że te ciała wciąż żyją. Dusze myślą, że ciała nie umarły, więc nie opuszczają ich całkowicie. Robaki Sanshichu wchodzą do ciał, myślą: „A, to jednak trup”, wychodzą i pasożytują na martwej smoczej żyle. Kiedy robaki Sanshichu pasożytujące na smoczej żyle rozmnożą się za bardzo i osiągną punkt krytyczny, ponownie wychodzą ze smoczej żyły. Ale wtedy tworzy się coś w rodzaju bariery, która powstrzymuje robaki Sanshichu. Co w rezultacie robią robaki Sanshichu? Dusze w ciałach japońskich żołnierzy są pełne myśli o Japonii, a ludzkie myśli mają moc tworzenia ścieżek. Robaki Sanshichu, polegając tylko na ścieżce stworzonej przez te myśli, przybywają do Japonii i pasożytują na nowych japońskich dzieciach. Przepraszam, jeśli to niejasne, ale mniej więcej tak to wygląda. I Kōtōjutsu działa mniej więcej w ten sposób, wykorzystując czyjąś część ciała, przedmiot o wielkiej wartości sentymentalnej itp., by zniszczyć kogoś za pomocą robaków Sanshichu. Jest podobne do Gu (trucizny), ale główna różnica tkwi chyba tutaj? Ale jeśli wyjdzie na jaw, kto rzucił klątwę, ofiara będzie nienawidzić rzucającego, prawda? Ta nienawiść tworzy most myśli między ofiarą a rzucającym, i jeśli ofiara umrze, rzucający umrze jako następny. Dlatego tabu Kōtōjutsu brzmi: nigdy nie wolno pozwolić, by wyszło na jaw, że to ty to zrobiłeś.
- [332] Jest!!
- [333] Hmm, jakie są niedogodności w codziennym życiu związane ze zwiększoną liczbą Sanshichu?
[334] Trochę zboczyłem z tematu. Ale zrozumiałem cel i pomyślałem, że jeśli chodzi o Shukushi, to nie ma rady, więc zignorowałem ciągnięcie mnie do tyłu i postanowiłem pójść za Wan-kunem. W rytuale Shukushi jest metoda tymczasowego uspokojenia robaków Sanshichu, i w tym czasie dawni Szamani je wyciągali. Ale obecnie większość kultury Szamanów zaginęła i przetrwały tylko jej fragmenty. Te fragmenty połączono z innymi kulturami lewej ścieżki (sadō) i tak narodził się Kinpaijutsu (Sztuka Złotej Tabliczki). Nawiasem mówiąc, „lewa ścieżka” to pogardliwe określenie dla ludzi, którzy nie myślą zbytnio o „Drodze (Dō)” i skupiają się na doskonaleniu „Techniki (Jutsu)”. Wykorzystując te elementy szamańskie, obecnie stabilizuje się smocze żyły pełne robaków Sanshichu. Wtedy nie znałem dokładnych metod, ale wiedziałem o istnieniu czegoś takiego. Skoro Wan-kun uznał, że mnie potrzebuje, nie miałem innego wyjścia, jak mu zaufać.
[335]>>333 Myślę, że nie ma żadnych szczególnych. Nie musisz się tym przejmować.
- [336] Och, dzięki. Kontynuuj, kontynuuj opowieść.
- [337] Kontynuacja się zaczęła!
- [341] Zakładając, że istnieją Droga, Metoda, Technika i Naczynie, i że mamy metodę, technikę dotarcia i naczynie, aby tam dotrzeć, a najważniejsza jest Droga (punkt docelowy), to jeśli >>331 „ludzkie myśli mają moc tworzenia ścieżek”, to dokąd zmierza konkluzja…? Jeśli jest 10 ludzi i 10 różnych kolorów, to sama interpretacja staje się niemożliwa.
[358]>>341 Ta „droga” oznacza po prostu most, połączenie. Dobranoc.
[363] Kontynuacja. Czym konkretnie jest Kinpaijutsu? Należy do zakresu „Metody (Hō)” i polega na dziedziczeniu z pokolenia na pokolenie czegoś, co nazywa się „Złotą Tabliczką (Kinpai)”. Następca, czy ktoś taki, podróżuje po różnych miejscach, stara się zdobyć jak najwięcej przyjaciół i nawiązać kontakt z jak największą liczbą youkai i tym podobnych istot. Istnieje ryzyko wzięcia na siebie karmy (gō). A w końcu, na przykład, jeśli youkai go zaczepi, może powiedzieć: „Hej, nie widzisz tej Złotej Tabliczki? Jestem uczniem ucznia ucznia… tego i tego! Mam mnóstwo przyjaciół! Zadarcie ze mną to zły pomysł!”. Albo w trudnej sytuacji: „Hej, nie widzisz tej Złotej Tabliczki? Jestem uczniem ucznia ucznia… tego i tego! Mam mnóstwo przyjaciół! Wyświadczenie mi przysługi nie jest złym pomysłem!”. Im więcej pokoleń przekazywało Złotą Tabliczkę, tym silniejsza staje się ta „koneksyjna” moc, jak lis pożyczający autorytet tygrysa. W niesamowitych przypadkach można nawet rozkazywać bogom.
- [364]>>1 Czy twój nauczyciel szuka teraz nowych uczniów?
- [365] Ciekawe!
[368]>>364 Może jeśli chcesz pracować za darmo.
[369] Kontynuacja. Kiedy zeszliśmy po schodach, dotarliśmy do ciemnej, nieco otwartej przestrzeni. Dopiero wtedy zauważyłem, że wszędzie unosił się straszliwy zapach gnijącego mięsa. Ponieważ było ciemno, zapytałem Wan-kuna, czy nie powinien zapalić światła, ale powiedział, że lepiej nie. Wan-kun wziął wycięty podczas operacji narząd i ruszył w ciemność. Kazano mi stać w miejscu. Ponieważ było zupełnie ciemno, szybko straciłem go z oczu. Zostałem sam w ciemności, więc trochę się bałem.
[370] Po chwili w głębi przestrzeni usłyszałem rytmiczne klaskanie w dłonie: tan, tan, tan. Potem Wan-kun zaczął głośno krzyczeć coś w stylu „Sonsenlā–„. Brzmiało jak chiński, więc nie rozumiałem znaczenia. Chciałem podpatrzeć, co się da, ale nie znałem chińskiego, więc było mi trochę szkoda. Kiedy tak słuchałem jego głosu, z głębi przestrzeni dobiegł dźwięk jakby ktoś wlókł nogami. Co więcej, bardzo powoli, ale wydawało się, że zmierza w moim kierunku. Poczułem zimny dreszcz, ale powiedziałem sobie, że wszystko w porządku, i na wszelki wypadek zacząłem myśleć, czy nie mam czegoś użytecznego. Niczego nie przygotowałem, więc nie miałem specjalnych przedmiotów, ale w kieszeni miałem schowaną prezerwatywę. Szybko splunąłem na obie dłonie i wyjąłem prezerwatywę. Włożyłem do środka jeden włos i, chociaż nie czułem potrzeby, nasiusiałem do środka. Potem zawiązałem jej koniec. Trochę moczu dostało mi się na ręce, co było nieprzyjemne.
- [371] O, >>1 znaleziony. Dziękuję za sumienne odpowiadanie pomimo trudnej pracy. Czytam z zainteresowaniem.
- [372]>>368 (´・ω・`) Dzięki za odpowiedź.
- [373] I co dalej?
- [374] I co… i co……
- [375] Ciekawi mnie, co dalej!
- [383]>>358 Dziękuję. Akcja się rozkręca, więc skupię się na czytaniu.
[643] Przepraszam za długą nieobecność. Mój nauczyciel zmarł z różnych powodów, więc byłem zajęty pogrzebem, porządkowaniem dokumentów, rozmowami o przyszłości i innymi sprawami (śmiech)
- [644]>>643 Piszesz to tak beznamiętnie, ale to musiało być trudne. Czy nauczyciel zginął na służbie? Czy to była zwykła choroba lub wypadek?
- [645]>>643 Naprawdę?! Dlaczego nauczyciel zmarł?
- [646] Moje kondolencje.
[647] Kontynuacja. Przepraszam, jeśli zapomnieliście treść. W podziemiach dziwny dźwięk wlokących się nóg stawał się coraz głośniejszy, ale zatrzymał się dokładnie w miejscu, gdzie moje oczy przestawały widzieć w ciemności. Potem dźwięk zmienił się w coś w rodzaju uporczywego tupania w miejscu. Wiedziałem, że Wan-kun robi coś związanego z „Shukushi”, ale nie wiedziałem dokładnie, co zamierza. Ale dzięki temu zrozumiałem, czym jest ta istota po drugiej stronie ciemności. Słyszałem, że w Kinpaijutsu istnieje technika zwana „przenoszeniem zwłok (shitai hakobi)”. Pierwotnie Kinpaijutsu wywodziło się od przedsiębiorców pogrzebowych. Ale ci przedsiębiorcy byli trochę nietypowi. Dawniej zwłoki chowano w rodzinnych stronach, prawda? Ale transport był bardzo utrudniony, więc jeśli ktoś umarł daleko od domu, trzeba było dostarczyć jego zwłoki do rodzinnej miejscowości. I to bez dopuszczenia do rozkładu. Ci przedsiębiorcy pogrzebowi, czy raczej przewoźnicy zwłok, ostatecznie stworzyli Kinpaijutsu. Dlaczego powstała taka sztuka? Ponieważ dawniej wierzono, że każdy, kto stał się zwłokami, jest wolny od grzechu, a obowiązkiem żywych jest pochowanie go w rodzinnej ziemi. Praca przewoźnika zwłok była konieczna, ale łatwo sobie wyobrazić, że ludzie wykonujący tę pracę nie byli zbyt popularni, prawda? Cóż, byli postrzegani jako nieczyści, czy raczej przynoszący pecha. Dlatego, mimo że podróżowali, często nikt nie oferował im noclegu ani jedzenia. Ale ktoś musiał przewozić zwłoki. Dlatego dwór cesarski rozdawał tym ludziom „Złote Tabliczki (Kinpai)”, które nakazywały absolutną współpracę z nimi. Wtedy ci przewoźnicy zwłok mówili: „Jesteśmy przewoźnikami zwłok.
[648] Ostatnie dwa wersy to błąd. >>645 Chyba można powiedzieć, że zginął w pracy?
- [650] Nie musisz tu przychodzić na siłę, zadbaj o swoje życie. To tylko przystanek po drodze. Jeśli przestaniesz to lubić, możesz zniknąć w każdej chwili.
[651] I w ten sposób przewoźnicy zwłok mówili: „Jesteśmy przewoźnikami zwłok, więc musicie współpracować”, i dostawali darmowy nocleg itp. Z czasem to ewoluowało, i takie są podobno początki. A konkretna metoda „przenoszenia zwłok” polegała bardziej na tym, że zwłoki same się poruszały. Podobno stąd wzięły się chińskie kyonshī (zombie). Po jakimś przygotowaniu, stawiało się zwłoki pionowo, lekko przywiązywało sznurkiem, i kiedy się je ciągnęło, podskakiwały za tobą. Podobno bardziej zaawansowani potrafili nawet sprawić, że zwłoki same szły do swojej rodzinnej miejscowości, a oni tylko szli za nimi, pilnując. Jednak ta metoda samodzielnego chodzenia zwłok miała pewną niedogodność. Mianowicie, zwłoki nie mogły przechodzić obok żywych ludzi. Nie znam powodu, ale podobno tak było. I wtedy, przede mną, stały właśnie takie zwłoki. To podziemne pomieszczenie z jednymi wąskimi drzwiami służyło prawdopodobnie temu, żeby postawić kogoś przed drzwiami, a wtedy zwłoki same nigdzie nie pójdą.
[652]>>650 Cóż, to dobra odmiana i sposób na uporządkowanie myśli, więc nie martw się (śmiech). Nie przemęczam się.
[654] Czekałem tak w ciemności około 30 minut. Wan-kun krzyknął coś głośniej i zapytał mnie po japońsku: „Umiesz zaśpiewać Pieśń Prawości (Seiki no Uta)!?”. Szczegóły Pieśni Prawości prawdopodobnie lepiej zna wiki, więc pominę je. Pieśń Prawości była dość znaną pieśnią w naszym świecie. Były różne sposoby jej recytowania. Autor, Wen Tianxiang, był niesamowitym człowiekiem, podobno jego duch walki był tak potężny, że jednym okrzykiem potrafił odpędzić wszelkie nieczystości. Mówiono, że nawet ci, którzy nie znali Kinpaijutsu, recytując ją, mogli pożyczyć ducha Wen Tianxianga, czy coś w tym rodzaju. Mnie też nauczyciel tego nauczył, więc potrafiłem ją zaśpiewać. Wan-kun poprosił mnie, żebym zaśpiewał ją razem z nim.
[655] Na dzisiaj tyle. Dobranoc.
- [656] Dobranoc. Odpocznij dobrze i dbaj o siebie.
- [657]>>655 Dobranoc. Dbaj o siebie.
- [660] Nauczyciel… Moje kondolencje. >>1 Ty też odpocznij.
[668] Słysząc to, zacząłem recytować z nim Pieśń Prawości, starając się jak najlepiej zgrać oddech. Nie była zbyt długa. Dziwne, ale w miarę recytowania, dźwięk wlokących się nóg coraz bardziej się ode mnie oddalał. Pod koniec Pieśni Prawości, głos Wan-kuna z głębi zaczął się stopniowo przybliżać, aż w końcu zobaczyłem jego postać. Kiedy pieśń się skończyła, szybko pociągnął mnie za sobą i wbiegliśmy po schodach. Na górze schodów robiło się coraz jaśniej, ale kiedy wyraźnie zobaczyłem twarz Wan-kuna, byłem zszokowany. Jego przystojna twarz była pokryta siniakami, a całe ciało czarne jak od sadzy. Weszliśmy z powrotem do sali operacyjnej. Byliśmy wyczerpani psychicznie i fizycznie, więc najpierw wzięliśmy zimny prysznic, przebraliśmy się, a potem zajęliśmy się sprzątaniem, jak spalenie starych ubrań.
[671] W międzyczasie poprosiłem Wan-kuna o wyjaśnienia, ale powiedział mi: „Nie ma potrzeby niczego wyjaśniać”. Cóż, nie wypada pytać o sprawy innych szkół, czy coś w tym stylu. W Chinach jest to jeszcze bardziej widoczne, często nawet mistrz nie uczy ucznia wszystkiego. Byłem niezadowolony, bo przecież mu pomogłem, ale wtedy po prostu to zaakceptowałem. Wan-kun poszedł porozmawiać z rodzicami chorego dziecka, którzy wciąż czekali, a ja wróciłem do swojego pokoju, myśląc: „Mam dość tego domu pana Lee, chcę stąd wyjść”, i wierciłem się w łóżku. Ze strachu nie zmrużyłem oka przez całą noc. Kiedy nastał ranek, byłem głodny, więc zszedłem na dół. Wan-kun już wstał i ćwiczył poranne Guoshu (sztuki narodowe) w czymś w rodzaju ogrodu. Guoshu to rodzaj chińskich sztuk walki, można je sobie wyobrazić jako coś podobnego do koreańskiego Kyuktooki czy rosyjskiej Systemy. Ściśle mówiąc, Bājíquán i Bāguàzhǎng też są ich odmianami. Wan-kun miał niesamowite mięśnie. Poczekałem, aż skończy ćwiczyć, a potem zabrał mnie na miasto, gdzie zjedliśmy śniadanie przy jednym z ulicznych straganów.
- [672] Naprawdę ciekawe.
- [673]>>1, witaj z powrotem! Czekałem na ciebie.
[682] Jak można się było spodziewać po popularnym przystojniaku Wan-kunie, czy coś w tym stylu. Facet ze straganu powiedział, że śniadanie jest za darmo. Pomyślałem sobie: „Cóż, to jedyna namiastka szpitala w mieście”, i byłem bardzo zazdrosny. Ja też, ze względu na moją pracę, czasami nachalnie myślę, że pomagam ludziom, ale rzadko byłem aż tak szanowany. Bez względu na to, czy pomogłem, czy nie, dla osób, z którymi miałem do czynienia, byłem kimś, kogo woleliby już nigdy więcej nie spotkać. Kiedy na poważnie zacząłem rozważać zostanie lekarzem jako dodatkowe zajęcie, doszło do incydentu. Nagle do straganu podszedł mężczyzna ubrany bardzo grubo, w okularach przeciwsłonecznych. Wyjął zza pazuchy pistolet i bam, bam, krótko, dwa razy, strzelił do Wan-kuna. Kiedy Wan-kun zobaczył, że mężczyzna wyciąga pistolet, natychmiast próbował odskoczyć w bok, ale nie zdążył i dostał jeden strzał w bok, a drugi w okolice uda. Ale to, co Wan-kun zrobił potem, było niesamowite. Mimo że został postrzelony, rzucił się na napastnika. Ja byłem sparaliżowany strachem, osunąłem się na ziemię i nie rozumiałem sytuacji, a on znokautował mężczyznę.
- [684] Niesamowity zwrot akcji…
- [685] Dlaczego ktoś poluje na życie Wan-kuna!?
[686] Nigdy wcześniej nie widziałem pistoletu, a tym bardziej postrzelenia człowieka. Dlatego, częściowo ze strachu, kompletnie nie wiedziałem, co zrobić z Wan-kunem po tym, jak pokonał napastnika. Zebrał się tłum miejscowych, ale nie rozumiałem, co mówią, i nie wiedziałem, co robić. Wtedy Wan-kun (※ Poprawka: Pan Lee?), który był jeszcze przytomny, i miejscowi porozmawiali przez chwilę. Wyglądało na to, że postanowili zabrać Wan-kuna, który obficie krwawił, do domu pana Lee na czymś w rodzaju dużej wersji trójkołowca. Ja, wciąż oszołomiony, poszedłem za miejscowymi. Po drodze próbowali ze mną rozmawiać, ale ja reagowałem tylko czymś w stylu: „Hę?”. Co stało się z napastnikiem, tego nie wiem. Kiedy dotarliśmy do domu pana Lee, on (※ Pan Lee?) wydawał różne polecenia miejscowym, przynieśli bandaże iとりあえず zatamowali krwawienie. Mniej więcej w tym momencie Wan-kun stracił przytomność.
[687] Dobranoc.
- [690]>>1 Historia jest naprawdę ciekawa.
- [693]>>687 W najlepszym momencie!! Nie trzymaj nas w niepewności!! Dobranoc. Czekam z niecierpliwością.
[722] Jednak dziwne było to, że. Na polecenie Wan-kuna (※ Błąd? Pana Lee?), miejscowi robili różne rzeczy, żeby zatamować krwawienie, ale krew w ogóle nie chciała przestać płynąć, ciągle się sączyła. Używali bandaży i innych rzeczy, ale wszystko szybko stawało się czerwone. Jedyną osobą znającą się na medycynie był Wan-kun, a on był nieprzytomny. Wszyscy byli bezradni, i właśnie wtedy. Nauczyciel i pan Lee, którzy mówili, że wrócą następnego ranka, pojawili się. Pan Lee zapytał miejscowych o sytuację, a nauczyciel zapytał mnie. Opowiedziałem mu, że Wan-kun został postrzelony przy straganie bez wyraźnego powodu, a nauczyciel wyglądał na zaskoczonego. Potem poszedł na chwilę zobaczyć Wan-kuna, ale ponieważ nie znał się specjalnie na medycynie, powiedział mi tylko coś w stylu: „Wygląda źle”. Poczułem od nauczyciela lekki zapach alkoholu i perfum. Pomyślałem: „A, czyżby zostawił mnie samego i poszedł do jakiegoś 'fajnego miejsca’?!”, ale biorąc pod uwagę sytuację, nic nie powiedziałem.
[723] Tymczasem pan Lee, który dowiedział się różnych rzeczy od miejscowych, powiedział do mnie i nauczyciela: „Przepraszam, że coś takiego się stało. Naprawdę chciałem was oprowadzić po okolicy, ale teraz nie ma na to czasu. W każdym razie, możecie swobodnie korzystać z pokoi w domu, odpocznijcie sobie”. Potem, chyba w celu leczenia, z poważną miną wydawał polecenia, by przenieść Wan-kuna do sali operacyjnej. Zabrali Wan-kuna na górę. Ja byłem oszołomiony. Ale nauczyciel powiedział coś w stylu: „Cóż, nie ma rady”, zabrał mnie do naszego pokoju i graliśmy w Hanafudę (karty kwiatowe), którą przyniósł.
„Hanafuda” to japońska gra karciana z unikalnymi ilustracjami. Celem jest zebranie różnych kombinacji (yaku) i zdobycie punktów.
[723] Graliśmy i oczywiście rozmawialiśmy. W międzyczasie opowiedziałem nauczycielowi o wczorajszej nocy. Wtedy nauczyciel zmienił kolor twarzy. „To źle. Musimy szybko powiedzieć panu Lee” – powiedział i poszedł go szukać.
[724] Pan Lee był, jak można się było spodziewać, w pokoju przypominającym salę operacyjną, wyglądało na to, że wciąż trwało leczenie. Czekając, nauczyciel opowiedział mi różne rzeczy. Cóż, nauczyciel nie był ekspertem od Kinpaijutsu, więc nie znał dokładnych technik ani tego, jak to działało. Ale powiedział, że wygląda na to, iż wczoraj Wan-kun, z moją pomocą, zdjął klątwę Kōtōjutsu rzuconą na dziecko. My specjalizujemy się w youkai, więc o takich klątwach wiemy, że istnieją, ale nic więcej. Kōtōjutsu, jak chyba już wcześniej wyjaśniałem, więc nie będę się powtarzał. Typowe objawy to podobno ospałość, podatność na choroby, łatwe odnoszenie obrażeń, które z czasem się pogarszają, prowadząc do śmierci. Nauczyciel podobno nie znał dokładnego sposobu na zdjęcie klątwy. Ale powiedział, że jeśli zdejmie się Kōtōjutsu, osoba, która rzuciła klątwę, poniesie straszliwy odwet, a żeby uniknąć tego odwetu, trzeba zabić osobę, która zdjęła klątwę. Kōtōjutsu jest podobno popularne w całej Azji Południowo-Wschodniej, i większość potężnych ludzi w tej dziedzinie należy do lokalnych, dużych gangów, otrzymując ogromne sumy pieniędzy w zamian za rzucanie klątw. Dlatego, nawet jeśli znajdziesz Kōtōjutsu i znasz sposób na jego zdjęcie, nigdy nie powinieneś się w to mieszać. W przeciwnym razie dojdzie do walki na śmierć i życie z tamtym czarownikiem, i sytuacja stanie się beznadziejna. Cóż, czy to znaczy, że z czarownikami Kōtōjutsu nic nie da się zrobić? Niezupełnie. Tacy ludzie rzucają klątwy tylko raz na 10 lat, albo raz na 5 lat. W międzyczasie żyją w luksusie za pieniądze zarobione na klątwach.

[725] Przepraszam. Robię się śpiący. Przyjdę jutro albo później. Dobranoc.
- [726] Dziękuję. Dzisiaj też było ciekawie. Dziękuję za wysiłek. Dobranoc.
- [728] O rany, ciekawi mnie, co dalej!
- [737] Podbijam.
- [755] Podbijam.
- [758] Nie pojawia się. Ciekawi mnie.
- [761] Może jest zajęty. Chcę usłyszeć kontynuację, więc poczekam cierpliwie.
- [763] A propos, czy minął już siódmy dzień po śmierci nauczyciela?
- [765] Na kim >>1 będzie teraz polegać? Samotność musi być trudna pod wieloma względami.
- [772] Proszę, dbaj o swoje zdrowie.
- [797] Czy wszystko w porządku? Mam nadzieję, że jest bezpieczny.
- [870] Nie poddaję się i podbijam.
- [873]>>1 Jeszcze nie ma?
- [876] Może umarł?……
- [877] O nie, niemożliwe…
[898] Przepraszam, że tak długo nie pisałem. Spieszę się, więc tylko najważniejsze. Nie mogę nic powiedzieć o nauczycielu. Ale jego śmierć na pewno nie była naturalna. Co do tego wątku, naprawdę przepraszam, ale myślę, że już nie będę tu pisał. Byłbym zaszczycony, gdybyście choć trochę się dobrze bawili. Jeśli ktoś chce kontynuacji, może to zająć trochę czasu, ale założę nowy wątek. Myślę, że napisałem całkiem niezłą historię. Do zobaczenia gdzieś indziej.
- [899]>>898 Czekam na kontynuację.
- [900]>>898 Biorąc pod uwagę twoje relacje z nauczycielem, szczerze mówiąc, ulżyło mi, wiedząc, że żyjesz. Mam nadzieję, że w odpowiednim czasie opowiesz nam więcej.
- [901]>>898 Do zobaczenia wkrótce.
- [904]>>1 Dziękuję, dobra robota. Czekam na ponowne spotkanie!
[906] Ach, witajcie po przerwie. Wygląda na to, że ogłoszono koniec. W każdym razie, szybko dokończę obecną historię. Czekaliśmy na starszego pana Lee w sali operacyjnej przez 2-3 godziny. Kiedy wyszedł, wyglądał na strasznie zmęczonego. Powiedział coś w stylu: „Czekaliście na mnie?”, ale nauczyciel natychmiast mu przerwał i przekazał to, co mówiłem. W miarę słuchania, twarz starszego pana Lee stawała się coraz bledsza. Kiedy skończył słuchać, powiedział, że Wan-kun, z jakiegoś powodu, bez względu na zastosowane leczenie, wciąż krwawi. Oczywiście, pierwsza pomoc znacznie spowolniła krwawienie, ale wciąż było dziwne, że krew uparcie wypływała, co było bardzo niebezpieczną sytuacją. Zapytałem: „Czy to na pewno z powodu Kōtōjutsu?”, ale pan Lee zawahał się przez chwilę, po czym odpowiedział: „Tak”. Idę na chwilę pod prysznic, zaraz wracam.
- [907] Jest──(゚∀゚)──!
- [908] Jest━(゚∀゚)━!
- [909] Dzisiaj na pewno przejdziemy do następnego wątku.
[910] Miasto, czy raczej slumsy, w których mieszkał starszy pan Lee, były kontrolowane przez jakąś mafijną organizację. Starszy pan Lee pracował dla nich, zajmując się feng shui, wróżbiarstwem i tym podobnymi, zarabiając na życie. Cóż, szczegóły dotyczące podziemnego świata to długa historia, więc pominę je. W każdym razie, ta mafia walczyła z inną mafią i podobno zabili szefa przeciwnej strony. Nowy szef, być może po to, by pokazać swoją władzę podwładnym, wydał fortunę i wynajął mistrza Kōtōjutsu, by rzucił klątwę na dziecko szefa lokalnej mafii. Jak już pisałem, mistrzowie Kōtōjutsu pracują tylko raz na 5-10 lat. Dlaczego? Po pierwsze, jest to zbyt wielki grzech, a nadużywanie skraca życie. Po drugie, ma to też znaczenie: „Pracuję tylko raz na 10 lat, więc inni czarownicy powinni dać mi spokój”. Przeszkadzanie w rzucaniu klątwy prowadzi do walki na śmierć i życie z osobą, która przeszkodziła, więc może to też sposób na unikanie takich sytuacji? Dlatego istnieje niepisana zasada, że inni czarownicy, widząc osobę dotkniętą Kōtōjutsu, zostawiają ją w spokoju.
[911] To przeklęte dziecko szefa gangu to właśnie ten chłopiec, którego przyprowadzono poprzedniego dnia. Trzy dni wcześniej szef przyniósł dziecko do pana Lee i poprosił o pomoc, ale oczywiście, wtedy pan Lee odmówił, mówiąc, że nic nie może zrobić. Przestrzegał niepisanej zasady. Nawet dla najbliższej osoby nie mógł tego zrobić. Jednak Wan-kun złamał tę zasadę. Cóż, może nie powinienem tego mówić, ale był zbyt młody. I to, że był znacznie zdolniejszy ode mnie, też trochę mu zaszkodziło. Podobno był bardzo zżyty z tym dzieckiem mafiosa. Był obecny przy jego narodzinach, czasami się nim opiekował i bawił, więc przywiązał się do niego. Dlatego, chociaż wiedział, że to niebezpieczne, myślał, że jest na tyle zdolny, że nawet jeśli przeciwny mistrz Kōtōjutsu spróbuje się zemścić, jakoś sobie poradzi i nie narazi swojego nauczyciela na kłopoty. Jak tylko zobaczył, że pana Lee nie ma, skontaktował się z szefem i złamał Kōtōjutsu. Przy okazji wykorzystał też mnie, niczego nieświadomego.
[912] Czy to właśnie jest karma (gō)? Poczucie, że nawet jeśli coś wiesz, dajesz się ponieść uczuciom. Więź z ludźmi, z którymi się zaprzyjaźniłeś. Więź z ludźmi, z którymi się poróżniłeś. Te skomplikowane, splątane uczucia, czy coś w tym rodzaju. Coś takiego później obraca się przeciwko tobie. Ale nie możesz tego uniknąć ani odrzucić. Przypadek Wan-kuna jest tego przykładem. Dziecko, które uważał za młodszego brata, zostało przeklęte. Aby mu pomóc, musiał wziąć na siebie karmę (gō). Ale nawet jeśli groziło mu niebezpieczeństwo, bardzo chciał mu pomóc. Takie sytuacje nauczyciel nazywał „próbą/przeznaczeniem (kō)”. Do dziś pamiętam tę zupełnie białą twarz Wan-kuna, kiedy wszedłem do sali operacyjnej.
- [913] Wan-kun…
[914] Starszy pan Lee i nauczyciel rozmawiali o czymś z poważnymi minami. Najwyraźniej zgodzili się, że przeciwny gang użył pionka z niższych szczebli, by poważnie zranić Wan-kuna i dodatkowo rzucić na niego klątwę. Cóż, pewnie chcieli go definitywnie wykończyć. Przeprosiny nic by tu nie dały. A próba pomocy oznaczałaby dalsze prowokowanie strony Kōtōjutsu. Nauczyciel powiedział panu Lee, że chętnie by pomógł, ale biorąc pod uwagę okoliczności, wolałby się w to nie mieszać. Było mi trochę żal Wan-kuna, więc zapytałem nauczyciela, czy nie da się czegoś zrobić, ale on odpowiedział: „Porzuć takie uczucia”. „Zamiast tego martw się o siebie. Ty też pomagałeś w łamaniu Kōtōjutsu, prawda?” – dodał. Trzeba przyznać, że Wan-kun sprytnie to rozegrał. Wykorzystując mnie, próbował wciągnąć w to także nauczyciela. Cóż, ale nauczyciel nie był aż takim altruistą, więc myślę, że gdybym i ja stał się celem zemsty, bez wahania by mnie poświęcił.
[915] Widziałem poprzednią odpowiedź, ale chyba nie powinno się pić słonej wody z imbirem codziennie. Myślałem, że to terapia szokowa, żeby zwymiotować, gdy czujesz, że coś cię opętało albo przyczepiło się coś złego. Dla youkai to by było coś w stylu: „O rany, nagle przyszło coś nieprzyjemnego, uciekajmy!”. Sam nie rozumiem zasady działania, więc nic nie mogę powiedzieć, ale nawet ja, po skończeniu tylko gimnazjum, czuję, że to chyba niezdrowe dla organizmu.
[916] Ale starszy pan Lee, w przeciwieństwie do nauczyciela, troszczył się o swojego ucznia. Naprawdę chciał jakoś pomóc Wan-kunowi. Kiedy nauczyciel zapytał, co zamierza zrobić, starszy pan Lee tylko pokręcił głową i zniknął gdzieś w pokoju. Po chwili wrócił i powiedział: „Proszę, weź to”, podając mi obcinacz do paznokci. Pomyślałem: „A, czyżby to było Engi (rytuał zerwania więzi)?”.
„Engi” odnosi się tutaj do rytualnego aktu mającego na celu zerwanie relacji z określoną osobą. Mogą być do tego używane takie czynności jak obcinanie paznokci.
[916] To był rytuał, którego mnie kiedyś nauczono, oznaczający, że działania tej osoby nie mają już ze mną nic wspólnego. I tak jak myślałem, nauczyciel wziął obcinacz i obciął paznokcie bardzo głęboko. Mniej więcej tak, żeby pojawiła się krew. Ja też to zrobiłem. Bolało tak bardzo, że łzy napłynęły mi do oczu. Kiedy oddaliśmy paznokcie i obcinacz panu Lee, on złamał obcinacz i włożył paznokcie do czerwonego woreczka. Od tej pory, dopóki ten woreczek z paznokciami nie zostanie spalony, ja i nauczyciel nie mogliśmy zamienić z panem Lee ani słowa, pisać do siebie, ani wchodzić w żadne inne interakcje. Ale jego działania w tym czasie nie miały z nami nic wspólnego. Tego dnia, ze względu na bilety lotnicze, zostaliśmy jeszcze w tym domu, ale ja i nauczyciel zabijaliśmy czas w pokoju gościnnym przygotowanym przez pana Lee, grając w chińskie szachy. Ja przez cały dzień trząsłem się ze strachu, że dopadnie mnie zemsta Kōtōjutsu. W moim przypadku nie było nauczyciela, który by mi pomógł (śmiech). W tym czasie pan Lee.
[917] Coś przygotowywał, w okolicy wejścia było dość głośno. A w nocy. Nauczyciel powiedział, że idzie spać, i zaczął chrapać w swoim pokoju. Ja, po tym wszystkim, nie mogłem zasnąć, drzemałem, ale byłem też bardzo zmęczony i w końcu, mniej więcej w momencie, gdy miałem zasnąć, usłyszałem pukanie do drzwi mojego pokoju. Potem niewyraźnie usłyszałem głos Wan-kuna. Co mówił, to chyba był chiński? Nie zrozumiałem dobrze. Byłem półprzytomny. Pomyślałem: „Co jest, o tej porze?”. Chciałem to zignorować, bo mi się nie chciało, ale nagle poczułem, jak coś mocno ciągnie mnie za nogę. Nagle się obudziłem i usiadłem, ale było zupełnie ciemno i nic nie widziałem dookoła, a mimo to miałem wrażenie, że ktoś chichocze: „kusukusukusu”.
- [918] Straszne…
[919] To było niesamowite. Miałem bardzo złe przeczucie, więc wyskoczyłem z łóżka, podszedłem do drzwi i nasłuchiwałem. Tym razem nic nie słyszałem. Ale poczułem dziwny zapach. Znajomy zapach. Mój na wpół śpiący umysł potrzebował chwili, żeby go rozpoznać. Chciałem sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz, więc przekręciłem klucz w drzwiach, ale te ani drgnęły. Wyglądało na to, że coś bardzo ciężkiego blokowało drzwi. I dopiero wtedy mój umysł się rozjaśnił. Zrozumiałem, co to za zapach. Zapach palących się i zwęglających rzeczy. Dlaczego znowu coś takiego, myślałem sobie niewyraźnie, przez chwilę pchałem drzwi, wołałem, aż w końcu spomiędzy szczelin w drzwiach zaczął wydobywać się dym.
[920] Z jakiegoś powodu byłem pewien: to pożar. To znaczy, nigdy nie doświadczyłem pożaru ani nie byłem na miejscu zdarzenia, ale coś innego niż ja, w mojej własnej głowie, mówiło mi: „To na pewno zbliża się ogień”. I pomyślałem: „To naprawdę źle. Nie wiem, co się stało, ale mogę tu zginąć spalony żywcem”. Co robić, co robić, szukałem gorączkowo po całym pokoju. W pokoju nie było okna, nie było drogi ucieczki ani niczego użytecznego. W kieszeni miałem prezerwatywę. Pomyślałem: „Och, czy umrę jako prawiczek?”. Właśnie wtedy. Bam, bam, coś znowu mocno uderzyło w drzwi. Kaszląc od dymu, który wdzierał się już przez drzwi, zbliżyłem się i krzyknąłem: „Ktoś tam?”. Nie było odpowiedzi. Pomyślałem, że to na darmo, ale spróbowałem otworzyć drzwi, uderzając w nie barkiem. Drzwi otworzyły się z hukiem, całkiem łatwo. Włożyłem w to więcej siły niż się spodziewałem, uderzyłem głową w coś i przez chwilę zwijałem się z bólu. Kiedy ból ustąpił, rozejrzałem się. Ogień był już całkiem blisko. A przed moimi drzwiami, to co je blokowało, to była półka na książki, ciężka komoda, takie rzeczy.
[921] Te rzeczy były porozrzucane dookoła, i oczywiście nie mogły zostać przesunięte moim uderzeniem. Gdyby tak było, musiałbym wykazać się niesamowitą siłą w obliczu zagrożenia, pewnie byłbym wtedy w stanie wykonać Kinniku Buster. Kto je przesunął, nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Szukałem drogi ucieczki. Strona prowadząca do schodów była już objęta ogniem, nie było mowy, żebym tamtędy przeszedł. Wtedy przypomniałem sobie, że w pokoju nauczyciela jest okno! Szybko pobiegłem do sąsiedniego pokoju nauczyciela. Nauczyciela tam nie było. Podbiegłem do okna. I zamarłem. W podwójnym znaczeniu. Po pierwsze, w oknie, w niewyraźnym odbiciu szyby, która stała się lustrem, za moją postacią było mnóstwo czarnych cieni. A za oknem, może dlatego, że dom płonął. Okolica była oświetlona na czerwono, a stało tam mnóstwo ludzi bez wyrazu twarzy. Miejscowi? Stali tam w milczeniu, w idealnym porządku, i po prostu wpatrywali się w płonący dom. Ilość dymu rosła, nie miałem czasu na myślenie. Otworzyłem okno z ogromną siłą. I po prostu wyskoczyłem.
- [922] Śledziłem od początku poprzedniego wątku, ale dopiero teraz udało mi się przeczytać na żywo.
- [924]>>922 Ja też. Warto było czekać.
[923] Oczywiście, to nie było pierwsze piętro, była pewna wysokość. Ale byłem spanikowany bardziej niż cokolwiek innego. W tamtym momencie nie widziałem innego wyjścia. Pierwsze na ziemi wylądowały nogi, usłyszałem „trzask”. Potem mocno uderzyłem ciałem. Ręka, którą próbowałem chronić głowę, też „trzasnęła”. Ale jakoś udało mi się zamortyzować upadek. Dziwnie nie czułem bólu. Rozejrzałem się dookoła. Miejscowi, zauważywszy mnie, podbiegli. Kiedy zobaczyli moją twarz, ci, którzy przed chwilą byli cicho, nagle zaczęli krzyczeć i coś wołać. Niektórzy zaczęli płakać.
[925] Potem straciłem przytomność, więc nie pamiętam. Kiedy się obudziłem, był już ranek, byłem w ciasnym samochodzie. Leżałem jakoś z tyłu. Ręce i nogi strasznie bolały, zobaczyłem drewniane deski, chyba szyny. Zajrzałem na miejsce kierowcy, siedział tam nauczyciel. Miejsce pasażera było puste. Nauczyciel powiedział, że niedługo dojedziemy do miasta ze szpitalem. Byłem zdezorientowany z powodu chaosu w pamięci i bólu, więc przez całą drogę tylko cicho jęczałem. Kiedy dotarliśmy do szpitala w dużym, turystycznym mieście, lekarz zajął się mną. Okazało się, że mam złamane rękę i nogę oraz liczne stłuczenia. Pierwszy raz złamałem kość, to nastawianie kości bardzo boli (śmiech). Potem, kiedy sytuacja się uspokoiła, lekarz mówiący po japońsku powiedział mi, żebym został w szpitalu na jeden dzień. Przeniesiono mnie do sali chorych i tam w końcu mogłem spokojnie porozmawiać z nauczycielem.
[926] Mówiąc krótko, nauczyciel mnie sprzedał. Starszy pan Lee zamierzał zabić mnie zamiast Wan-kuna. Według nauczyciela, tuż przed wykonaniem Engi, starszy pan Lee użył specyficznego dla naszej branży gestu ręką, pytając: „Co powiesz na 300 tysięcy?” (chyba chodziło o dolary?). Nauczyciel pomyślał: „A, to pewnie chodzi o ucznia” i odpowiedział: „Zgoda”. (Ja wtedy jeszcze tego nie znałem, ale nauczyłem się zaraz po tym incydencie). Od tej pory nauczyciel, zgodnie z niepisaną umową, żeby zostawić mnie w domu, dotrzymywał mi towarzystwa, zabijał czas. A w środku nocy wymknął się po cichu z domu. Nauczyciel podobno nie wie dokładnie, co zrobił starszy pan Lee. Ale prawdopodobnie chodziło o to, że albo ja zginę, a pan Lee i Wan-kun przeżyją, albo ja przeżyję, a pan Lee i Wan-kun obaj zginą. Obecnie Wan-kun zaginął, a pan Lee wciąż żyje, ale niedługo umrze. Pan Lee prosił nauczyciela, żeby mi przekazał: „Przepraszam, że wciągnąłem cię w coś takiego. Ale nie było innego wyjścia. Nie proszę o wybaczenie”. Cóż, pewnie już nigdy się nie spotkamy. „Mimo wszystko, miałeś szczęście, że przeżyłeś” – zakończył nauczyciel. Ja wciąż niczego nie rozumiałem, ale zdrową ręką uderzyłem nauczyciela pięścią w twarz.

[927] Nie wiem, jaki rytuał przeprowadził tej nocy starszy pan Lee. Może miało to związek z tym Danryūkō w piwnicy. Głos Wan-kuna, który wtedy słyszałem, też pozostaje zagadką. Wan-kun podobno zaginął, ale gdzie? Dlaczego dom się spalił? I co chcieli zrobić ci liczni miejscowi, którzy stali na zewnątrz? Czy to ciągnięcie mnie i śmiech były halucynacjami? Te rzeczy, które blokowały drzwi do mojego pokoju. Kto je usunął? Zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Ale te liczne cienie odbijające się w oknie. To jedno wiem. To na pewno były spalone na węgiel łasice. Cóż, to tyle na temat tej historii. Przepraszam za trochę pospieszny styl.
[928] Cóż, nauczka na przyszłość jest taka, żeby nigdy więcej nie jechać z nauczycielem za granicę.
- [929] W końcu nadrobiłem. >>1 Dobra robota! Nauczyciel jest dość okrutny… Ponownie poczułem, jak niesamowita to branża. Czy historia >>1 na tym się kończy?
[931]>>929 Hmm, co by tu zrobić. Cóż, dla mnie to bez różnicy, ale myślę, że takie przerwy będą się zdarzać często. Podbijacie wątek, ale czuję się trochę winny wobec tych, którzy czekają.
- [932]>>931 Dzięki! Zaniepokoiłem się, że nie pojechałeś. Postaram się jechać. Opowieści są ciekawe, ale chciałbym też zadać różne pytania.
- [935]>>1 Dobra robota. Jeśli chodzi o przerwy, jeśli >>1 po prostu wpadnie, kiedy będzie miał ochotę, to czekanie nie stanowi problemu. Chcę słuchać dalej. Ale pewnie niedługo pojawi się kwestia następnego wątku, więc może na razie zdecydujmy tylko o tym?
[937] Następny wątek, hmmm. To może opowiem jedną krótką historię, a potem go założę.
- [938] Przyszedłem ze strony podsumowującej. Proszę o kontynuację.
[940] Moja pierwsza samodzielna praca. Nie było to nic strasznego. Wtedy nauczyciel jeszcze żył, jakieś 3 lata temu. Przyszedł do nas mężczyzna koło trzydziestki i powiedział, że w domu, w którym mieszka, dzieje się coś dziwnego i prosił, żebyśmy to sprawdzili. Z jego opowieści wynikało, że mieszkał w dość starym bloku, często pracował na nocną zmianę i rzadko bywał w domu wieczorami, ale właściciel powiedział mu, że sąsiedzi często skarżą się na hałas dochodzący z jego mieszkania w nocy. Jednak godziny, o których mówiono, były ewidentnie czasem, kiedy nie było go w domu. Kiedy powiedział o tym właścicielowi, ten odparł: „To dziwne”.
[941] Minęło trochę czasu. Sąsiedzi nadal skarżyli się właścicielowi, a on narzekał na mężczyznę, ale ten twierdził, że to niemożliwe, bo był w pracy. Tej nocy również miał pracę, więc wyszedł z domu jak zwykle. Właściciel, słysząc opowieść mężczyzny, pomyślał: „Może to włamywacze?” i trochę się zmartwił, więc tej nocy został w swoim mieszkaniu w bloku. W środku nocy rzeczywiście w mieszkaniu mężczyzny było głośno. Podszedł do drzwi i zawołał: „Jest tam ktoś?”, a hałas nagle ucichł. Ale właściciel czuł, że ktoś z wnętrza obserwuje go. Użył zapasowego klucza, otworzył drzwi i zajrzał do środka.
[942] Dziwne, ale w środku nikogo nie było. Właściciel przestraszył się i opowiedział o tym mężczyźnie. Mężczyzna i właściciel, jak w banalnej historii, postanowili umieścić w pokoju kamerę. Ustawili timer na godzinę, w której zazwyczaj było głośno, i nagrali. I rzeczywiście, tej nocy w domu znów było trochę głośno. Następnego dnia obejrzeli nagranie. W pustym pokoju słychać było tylko różne dźwięki. Oczywiście, nic się nie poruszyło.
[943] Właściciel zarządzał kilkoma blokami, więc miał pewne kontakty w sprawach problemów mieszkaniowych, feng shui i tym podobnych. Tego dnia właściciel nie mógł przyjść z powodu jakichś spraw, więc mężczyzna przyszedł do nas sam. Cóż, najpierw obejrzeliśmy nagranie. Ja, nie mając zdolności paranormalnych, milczałem, a nauczyciel mruczał: „Hmm”, „Rozumiem”, udając wielkiego znawcę. Ale ja, dzięki wieloletniemu doświadczeniu, wyczułem, że on też prawdopodobnie nic nie rozumie. Kiedy mężczyzna zapytał: „I jak?”, nauczyciel odpowiedział: „Na razie wyślę kogoś z moich ludzi, żeby sprawdził sytuację”. Myślę, że na tym etapie nauczyciel stracił chęć angażowania się w sprawę mieszkańca starego bloku i jego właściciela. Pewnie nie spodziewał się dużego zarobku. I po raz pierwszy powiedział mi: „Idź sam. Teraz już sobie poradzisz sam”.
[944] To była moja pierwsza samodzielna praca, więc byłem trochę zdenerwowany. To była typowa, prawdopodobnie nieszkodliwa, lekka robota, więc specjalnie się nie bałem. Pomyślałem, że jeśli to youkai, to prawdopodobnie coś z rodzaju „Irusu”.
„Irusu” to ogólne określenie youkai lub zjawisk, które wydają dźwięki w pustym domu, sprawiając wrażenie, że ktoś tam jest. Nazwa pochodzi od „irusu” (udawanie nieobecności).
[944] Irusu, cóż, zapisane znakami oznacza „udawać nieobecność”, a znanym przykładem jest Azukiarai.
„Azukiarai” to japoński youkai, który podobno wydaje dźwięk mycia fasoli adzuki nad brzegiem rzeki.
[944] Cóż, w każdym razie istniała możliwość, że to duch, więc postanowiłem działać ostrożnie. Kiedy dotarłem do tego bloku, pokój był mały, około 7 mat tatami, z drewnianą podłogą. Więc najpierw rozsypałem na podłodze cienką, równomierną warstwę mieszanki mąki pszennej, soli i starego ryżu. Pisałem już o tym chyba dawno temu. Jaka jest różnica między duchami a youkai? Duchy wywierają głównie wpływ psychiczny, ale youkai mogą działać również fizycznie. Dlatego, jeśli rozsypiesz tę mieszankę mąki i innych rzeczy (dokładny skład to tajemnica firmy) na podłodze, to jeśli to youkai, zostawi ślady stóp. Duchy ich nie zostawiają. Stąd często mówi się, że duchy nie mają nóg.
[945] I znowu w nocy, mężczyzna nocował u przyjaciela. W pokoju włączyliśmy kamerę. Na podłodze rozsypaliśmy ten proszek. Później sprawdziliśmy. Na nagraniu nic się nie pojawiło, ale na podłodze był słaby ślad, jakby ktoś ciągnął sznurek. Irusu to ogólne określenie na istoty wydające dźwięki w pustym domu, jest ich wiele rodzajów, ale samo ich wypędzenie nie jest aż tak trudne, a raczej dawniej wszyscy to robili. Wtedy zrobiłem poważną minę i powiedziałem: „Na razie odprawię egzorcyzmy”, wyciągnąłem talizmany i inne rzeczy, zrobiłem coś, co wyglądało na stosowne, a potem powiedziałem mężczyźnie i właścicielowi: „Zostanę tu dziś na noc i zobaczę, co się dzieje”.
[946] W środku nocy zgasiłem światło i otworzyłem okno w pokoju. Potem postawiłem jedną świecę przy wejściu i od wejścia w głąb pokoju rzucałem fasolki. Coś w stylu: „Szczęście do domu, demony na zewnątrz!”.
„Fuku wa uchi, oni wa soto” to okrzyk podczas rzucania fasolkami w japońskie święto Setsubun (zmiana pór roku). Oznacza „Szczęście do domu, złe demony na zewnątrz”.
„Mamemaki” to tradycyjny rytuał odprawiany podczas Setsubun, polegający na rzucaniu prażoną soją w celu odpędzenia złych duchów.
[946] Ale oczywiście, nie były to zwykłe fasolki, które się rzuca, tylko takie, które przez całą noc moczyłem we własnym moczu, a potem wysuszyłem. A potem zaśpiewałem pieśń: „Odejdźcie, odejdźcie, jest wiele domów przyjemniejszych do mieszkania niż ten, idźcie do lepszego domu. I tam psocijcie. A wtedy znów przyjdę dać wam fasolki”. A na koniec zamknąłem okno i zdmuchnąłem świecę. I to wszystko. Cóż, dlaczego wysyłać je do lepszego domu? Bo wtedy, kiedy pójdę je wypędzić, dostanę więcej pieniędzy. A potem znów je wypędzam, daję fasolki, i tak dalej. To smaczny biznes zarówno dla drugiej strony, jak i dla mnie.
[949] Na dzisiaj idę już spać. Zapraszam do zadawania pytań w nowym wątku.
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 7
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 6
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 5
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 4
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 3
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania? Część 2
-
Pracuję jako łowca yōkai, macie jakieś pytania?