Chciałbym przenieść coś, co przypomina grób…” Tajemnicze i dziwne zlecenie, z którym spotkał się pewien mnich [Zaktualizowano]

Cześć, tu administrator. Czy wiesz, że w otchłani japońskiego internetu, w jego cichych zakątkach, krążą historie szeptane po kryjomu?

W głębokim mroku anonimowości wciąż przekazywane są liczne dziwne zdarzenia. Tutaj starannie zebraliśmy te tajemnicze opowieści – nieznanego pochodzenia, a jednak dziwnie żywe – które mogą przyprawić o dreszcze, ścisnąć serce, a czasem nawet wywrócić do góry nogami zdrowy rozsądek.

Na pewno znajdziesz tu historie, których nie znałeś/aś. A więc, czy jesteś gotowy/a na czytanie…?

[87] Trudno mi o tym rozmawiać z bliskimi, więc chciałbym, żebyście mnie tu wysłuchali, ale waham się, czy mogę o tym pisać. Jestem aktywnym mnichem pewnej szkoły buddyjskiej na Kiusiu i niedawno przeżyłem coś zaskakującego, co wprawiło mnie w zakłopotanie. Jeśli jesteście zainteresowani, mogę o tym napisać…

  • [90]>>87 Bardzo chcielibyśmy usłyszeć!
  • [93]>>87 Prosimy.
  • [89]Opowiadaj.

[95] Skoro [90] o to prosi, napiszę, chociaż może to trochę potrwać. Dodam, że w mojej szkole (może to ją zdradzić) przyjmujemy, że tak zwane duchy nie istnieją, dlatego nie mogę swobodnie o tym rozmawiać z otoczeniem. Mieszkam w Fukuoce i niedawno otrzymałem dość dziwne zlecenie, przez które pojechałem do prefektury znanej z pewnego słynnego komika (pana H). Sprawa zaczęła się od telefonu od osoby, która dzwoniła po raz pierwszy, z prośbą: „Odnowiliśmy grób, więc chcielibyśmy, aby przyjechał pan przenieść urnę (szczątki)”. Chodziło o coś, co potocznie nazywa się „usunięciem duszy” i „włożeniem duszy” z nagrobka, ale nasza szkoła zasadniczo tego nie praktykuje, więc początkowo odmówiłem. Czy to będzie długie?

„Usunięcie duszy” i „włożenie duszy” z nagrobka: Rytuały mające na celu usunięcie starej duszy z nagrobka itp. i wprowadzenie nowej. Praktykowane w niektórych odłamach japońskiego shinto i buddyzmu, ale nie we wszystkich szkołach.

alt text
  • [97]>>95 Nie jest długie, proszę kontynuować.
  • [98]>>95 Czytamy.

[101] Czy taka ilość tekstu na raz jest w porządku? Będę kontynuował. W odpowiedzi usłyszałem: „Wystarczy, jeśli zrobi pan coś podobnego, po prostu proszę przyjechać”. Czułem w tym jakąś desperację, więc mimo że kilkakrotnie odmówiłem, tłumacząc, że „rezultat może nie spełnić państwa oczekiwań” (nie mogę naginać nauk mojej szkoły), nalegali coraz bardziej, aż w końcu trudno mi było odmówić ze względu na ich stan emocjonalny. Odpowiedziałem: „Sprawdzę harmonogram i oddzwonię”. Głos w słuchawce należał do mężczyzny w średnim wieku, który powiedział, że dowiedział się o mnie od kogoś.

  • [102]>>101 Robi się ciekawie.

[105] Następnego dnia, podczas porannych modlitw (czyli prawdopodobnie bardzo wcześnie rano dla większości ludzi), ten człowiek zadzwonił ponownie. Wielokrotnie pytał: „Czy ustalił pan już termin? Proszę przyjechać jak najszybciej”. Szczerze mówiąc, pomyślałem, że dzwonienie o tej porze jest nietaktowne i zacząłem podejrzewać, że kryje się za tym coś skomplikowanego. Miałem złe przeczucia, ale głos tego człowieka (nazwijmy go panem T) brzmiał, jakby był bliski płaczu. Przekazałem mu więc kilka możliwych terminów z mojego harmonogramu, który sprawdziłem poprzedniego wieczoru, i zapytałem, który mu odpowiada.

[108] Przepraszam, że piszę tak wolno. Oczywiście wybrał najwcześniejszy możliwy termin (następnego dnia przed południem). Zgodziłem się i chciałem zapytać o adres, informacje potrzebne do recytacji sutr i o zmarłego, ale usłyszałem: „Przyjedziemy po pana i wtedy wszystko wyjaśnimy”. Moje złe przeczucia nasiliły się. Jednak skoro już się zgodziłem, nie mogłem się wycofać, a co ważniejsze, pan T znał moją świątynię, więc nie mogłem złamać obietnicy (gdyby coś się stało, byłoby to kłopotliwe i przerażające).

[110] Jestem z natury bojaźliwy, więc przygotowując się na następny dzień, modliłem się do Głównego Bóstwa dłużej i głębiej niż zwykle (co też właściwie nie jest wskazane) i na wszelki wypadek zabrałem ze sobą dokkosho, które dostałem od przyjaciela z innej szkoły. (Mamy coś w rodzaju buddyjskich spotkań studyjnych, więc trochę znam inne szkoły i mam tam przyjaciół). Następnego dnia pan T przyjechał po mnie wcześniej niż umówiona godzina 9:00. Wyglądał zupełnie inaczej niż przez telefon – sprawiał wrażenie łagodnego i nieśmiałego. Pierwsze powitanie było również bardzo uprzejme i kulturalne: „Przepraszam za kłopot, jaki panu sprawiamy”. Dokkosho

Dokkosho (Vajra): Rodzaj narzędzia rytualnego używanego w buddyzmie ezoterycznym. Ma kształt przypominający broń i symbolizuje moc niszczenia złudzeń i zła.

  • [112]>>110 Czyli uprzejma i kulturalna osoba znalazła się w tak krytycznej sytuacji, że straciła panowanie nad sobą…
  • [113]>>112 Tak. Musi być w naprawdę rozpaczliwej sytuacji.

[114] Po mnie przyjechali pan T i jego żona. Wyglądali zupełnie normalnie, samochód też był zwyczajny. Podałem rodzinie nazwę prefektury, do której jechałem, numer telefonu pana T i przybliżony czas powrotu, po czym wyruszyliśmy. Zapytałem: „Rozumiem, że wezwali mnie państwo w sprawie przeniesienia grobu. Czy są państwo rodziną zmarłego?”. Pan T odpowiedział: „Nie, tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni. To trochę skomplikowane, nie mogłem o tym mówić przez telefon. Nie chciałem też, żeby ktoś nas usłyszał”. Wtedy przyszły mi do głowy dwie myśli. Pierwsza: „to niebezpieczna sprawa”. Druga: chodzi o tzw. „mizuko”.

Mizuko: Termin odnoszący się do płodu, który nie mógł się urodzić z powodu poronienia, aborcji itp. W Japonii istnieje zwyczaj odprawiania modlitw za mizuko.

[115] Wtedy jego żona powiedziała: „O mnichu dowiedzieliśmy się od pana D”. Pan D był osobą, z którą kiedyś współpracowałem w sektorze edukacji. Pomyślałem, że gdyby powiedzieli mi to wcześniej, mógłbym wcześniej zapytać pana D o szczegóły. Ale bardziej zaniepokoiło mnie zdanie: „Nie chciałem też, żeby ktoś nas usłyszał”. Potakując: „Rozumiem”, wciąż myślałem o tych słowach. Co oznaczało „ktoś”? Jeśli w kontekście rozmowy „ktoś” oznaczał „rodzinę”, to w porządku, ale… Wtedy pan T zaczął mówić: „Pan D powiedział, że mnich jest łagodny i na pewno się zgodzi”.

[117] W skrócie, państwo T niedawno przeprowadzili się do tej prefektury z powodu pracy i kupna domu. (Dlatego znali pana D). Zbudowali nowy dom, ale wcześniej przez kilka lat oglądali różne miejsca w prefekturze, zanim zdecydowali się na to. Miejsce z górami i morzem, świeżą wodą i powietrzem, pysznym jedzeniem. Nie mieli dzieci, więc chcieli miejsca, gdzie mogliby spokojnie spędzić resztę życia. Zaplanowali też ilość pracy i oszczędności, aby wystarczyło im na przewidywaną resztę lat. Przez telefon mówili o grobie, ale tak naprawdę chodziło o coś, co przypomina grób. Oczywiście, w tym momencie pomyślałem „Co?” i prawie wykrzyknąłem. Zapytałem więc: „Co to znaczy 'coś, co przypomina grób’?”

[118] Po normalnej rozmowie pojawił się ten bardzo dziwny wątek, więc może mój głos nabrał siły. Może dlatego żona pana T pierwsza powiedziała zdenerwowanym tonem: „Przepraszam, nie mieliśmy zamiaru pana oszukiwać ani nic takiego”. „Nie, proszę się nie martwić, nie odebrałem tego w ten sposób. Chodzi mi o to, czy 'coś przypominającego’ to jakiś pomnik, stos kamieni czy coś w tym rodzaju?” – kontynuowałem pytanie, czując ciężką atmosferę w samochodzie. Pan T powiedział: „Sami nie potrafimy tego inaczej opisać niż 'przypominające grób’, przepraszam” i powtórzył „przepraszam” kilka razy. Ach, może już nic nie da się zrobić… Pomyślałem, że chociaż rytuały Kaji Kito są zabronione, powinienem był się więcej uczyć. Wtedy żona powiedziała: „Ale myślę, że jak mnich to zobaczy, to zrozumie i wszystko będzie dobrze”. W tym momencie, szczerze mówiąc, chciałem uciec. Przepraszam, teraz muszę iść na wieczorne i nocne modlitwy. Wrócę, jak skończę. Przepraszam za niedogodności.

  • [119]>>118 Wow, to ciekawe! Czekamy, proszę się skupić na modlitwach.
  • [120] Och, to zapowiada się ekscytująco.

[121]>>119 Dziękuję. Wróciłem na chwilę, ale rodzina używa poprzedniego komputera, więc piszę z innego komputera w osobnym budynku. Moje ID pewnie się zmieniło, ale to ja, mnich o ID:tjAHjknz0. Mam trochę czasu, więc napiszę, ile zdążę.

[122] Tak więc jechaliśmy dalej w ciężkiej atmosferze. Zamiast do centrum miasta, jak myślałem, zmierzaliśmy w kierunku regionu tej prefektury, który był oddalony od głównych dróg i rzadko odwiedzany. Pogodny krajobraz za oknem, kontrastujący z ciężką atmosferą w samochodzie, wręcz potęgował mój strach. W międzyczasie zadałem panu T kilka pytań. „Czy zanim zadzwonili państwo do mnie, próbowali państwo skontaktować się z lokalnymi mnichami?” Pan T: „Oczywiście, próbowaliśmy, ale…” „Ale?”

[123] Pan T: „Odmówiono nam… W sąsiedniej wiosce też, szukaliśmy w sąsiednim regionie, sąsiednim mieście, ale bezskutecznie.” „Przepraszam… z jakiego powodu odmawiano?” Pan T: „Z różnych powodów. Niektórzy mówili, jak pan, że należą do innej szkoły, inni, że nie jesteśmy ich parafianami.” Żona pana T: „Dlatego jesteśmy naprawdę wdzięczni, że mnich się zgodził.” Hmm? Czyżby mnie zbywali? „Przepraszam… Czy to 'coś przypominające grób’ ma zostać przeniesione, czy wystarczy tylko odprawić tam modlitwy?” Pan T: „Jeśli to możliwe, chcielibyśmy to przenieść.” O rany… To naprawdę źle wygląda. Mimo że jestem aktywnym mnichem, wstyd przyznać, ale pomyślałem o tym i strach narastał.

[126] Kontynuuję. W międzyczasie (ostatecznie na każde pytanie dostawałem wymijające odpowiedzi) dotarliśmy w pobliże celu. Rzeczywiście były tam góry i morze, a ponieważ dzień był słoneczny, przyroda wyglądała jeszcze piękniej. Byłem tam po raz pierwszy, ale słyszałem, że region słynie z pysznych owoców morza (ostryg i nori). Parking przy przydrożnym punkcie obsługi podróżnych był pełen autokarów turystycznych i samochodów, co sprawiło, że zacząłem myśleć, że może moje złe przeczucia były błędne. Dom pana T znajdował się w miejscu oddalonym od centrum handlowego tego regionu, w kierunku gór. Był to nowoczesny, ładny dom w stylu japońsko-zachodnim.

[127] W mojej okolicy są podobne miejsca, więc pomyślałem, że nie ma tu nic dziwnego. W tym momencie zdałem sobie sprawę. Od centrum handlowego tego miasteczka aż do tego miejsca, chociaż to wieś, domy były rozrzucone. Ale w miarę zbliżania się tutaj, nagle zabrakło domów. Prawdopodobnie do najbliższego domu trzeba było jechać samochodem kilkadziesiąt minut. Ale nie było to w głębi lasu ani w górach, tylko na otwartej przestrzeni z polami ryżowymi i uprawnymi wokół. Teren był dość płaski i wydało mi się nienaturalne, że oprócz domu pana T nie ma tu innych domów.

[128] Zostaliśmy wpuszczeni do środka i najpierw zaprowadzono nas do salonu. Zapytałem: „Jeśli jest tu ołtarzyk buddyjski, chciałbym najpierw się pomodlić”. Odpowiedzieli: „Nie mamy w domu ołtarzyka”. Żona przyniosła herbatę. Poczułem jej smak, co uświadomiło mi, że uspokoiłem się znacznie bardziej niż w samochodzie. Podczas picia herbaty pan T znów zaczął mówić. „Naprawdę nam pan pomógł, przyjeżdżając tutaj. Samo to, że pan tu jest, że udało nam się pana tu przywieźć, przyniosło nam dużą ulgę.” Żona dodała: „Samo to, że mnich mógł tu przyjechać, bardzo nas uspokoiło.” Rzeczywiście, w przeciwieństwie do początku, ich twarze wyrażały ulgę, choć nie uśmiech. „Wspominali państwo, że nie mają dzieci. Czy mieszkają tu państwo we dwoje?” Pan T i żona, prawie jednocześnie: „Tak.” Co? To co oznaczało to „żeby ktoś nas usłyszał”? W pobliżu nie ma żadnych domów… Czyżby jednak chodziło o coś bardzo złego? Mocno ścisnąłem różaniec w rękawie, przywołałem w myślach Główne Bóstwo i wielokrotnie modliłem się, abym nie spotkał niczego strasznego.

[129] „Przepraszam, czy mogę teraz usłyszeć szczegóły tej sprawy?” Pan T: „Tak, oczywiście, przepraszam. Czy mnich wie, co to za ziemia?” „Nie, wiem tylko, że słynie z ostryg i nori…” Pan T: „Tak, owoce morza są znane. A w tym regionie hoduje się też świnie, kurczaki i inne zwierzęta gospodarskie.” „Ach…” Pan T: „Jest tu rzeźnia. I to bardzo stara.” „Ach…” Pan T: „My o tym zupełnie nie wiedzieliśmy.” „Ach… Co?” Pan T: „Nie wiedzieliśmy o tym… Nie poinformowano nas, kiedy kupowaliśmy tę ziemię.” …Hmm? Czy chodzi o modlitwy za zwierzęta gospodarskie? W tamtym momencie zacząłem tak myśleć i mój strach nieco osłabł. Pan T: „Nie chciałem okłamywać mnicha. Powiedziałem na początku o grobie, a nie o 'czymś przypominającym grób’, bo gdy od razu mówiłem o tym drugim, wszędzie mi odmawiano. Przepraszam.” Żona: „Naprawdę przepraszamy mnicha, ale nie mieliśmy innego wyjścia.” Ach, więc to prowadzi do historii o odmowach lokalnych mnichów, pomyślałem.

[130] Przepraszam, muszę na chwilę odejść. Przepraszam za wielokrotne przerwy.

  • [131]>>130 Proszę się nie przejmować. Wrócę tu później.

[132] Wróciłem. Wiem, że to się bardzo wydłuża, ale chciałbym szybko skończyć i poznać państwa opinie po poznaniu faktów, więc proszę wybaczyć długi tekst. Kiedy tak rozmawialiśmy, było około południa, na zewnątrz świeciło słońce, widać było piękną przyrodę. Salon, w którym siedzieliśmy, znajdował się za wejściem → przedpokojem → korytarzem → salonem → kuchnią. W korytarzu były jeszcze dwa pokoje, widziałem też schody na drugie piętro, więc tam też musiały być pokoje. Nagle podłoga w salonie, drewniana podłoga, wydała głośny dźwięk „BAM!”, jakby ktoś uderzył w nią z całej siły dłonią. Poczułem wibracje w nogach. Jako mnich, szczerze mówiąc, słyszałem już tzw. odgłosy typu „rap” (stukanie), głosy ludzkie w pustych miejscach, widziałem niewyraźne cienie, ale nigdy wcześniej nie doświadczyłem tak wyraźnego dźwięku (i to tak głośnego) oraz wibracji. Krzyknąłem „Uaa!”. Pan T chyba milczał, ale jego żona również krzyknęła „Kya!”. Bezpośrednio potem okno w głębi kuchni zaczęło głośno drżeć i grzechotać. Siedziałem na sofie naprzeciwko, więc widziałem to wyraźnie. Znowu pomyślałem „Uaa!”, a grzechotanie okna stało się głośniejsze, przekraczając poziom pomyłki czy złudzenia. Wydawało się, że ktoś z zewnątrz mocno chwycił okno i nim trzęsie. Pisząc to teraz, wciąż czuję dreszcze i mam gęsią skórkę.

alt text

[133] „Co to jest?” – zapytałem, zawstydzony. Pan T odwrócił wzrok i powiedział: „To też jest jedna z tych rzeczy”. „Co? Jedna?” Pan T: „Mnichu, przepraszam, to nie wszystko. Proszę, pomóż nam.” „Co?” Żona: „Naprawdę potrzebujemy pomocy, proszę.” „Co?” Wkrótce grzechotanie okna ustało. Byłem już całkowicie przerażony, ale bardziej zastanawiałem się, czy tak wyraźne, dziwne zjawiska naprawdę mogą mieć miejsce. Przeszło mi przez myśl, choć to niedorzeczne, że może to być jakiś ukryty program telewizyjny. „Panie T, pani żono, proszę opowiedzieć wszystko, co wiecie. Nie wiem, co mogę zrobić, ale w obecnej sytuacji niczego nie rozumiem.” Pan T: „Tak, ma pan rację, przepraszam. Budowa tego domu rozpoczęła się dwa lata temu, zakończyła wiosną zeszłego roku i do późnego lata zeszłego roku nic takiego się nie działo.”

[134] Pan T: „Zaczęło się to zeszłego lata lub wczesną jesienią, kiedy robiliśmy grilla w ogrodzie. Chcieliśmy kompostować resztki organiczne, które wracają do ziemi, więc zaczęliśmy przekopywać miejsce przeznaczone na ogródek.” „I wtedy zaczęły się takie rzeczy jak przed chwilą?” Pan T: „Tak, a właściwie na początku, gdy zaczęliśmy kopać w miejscu przeznaczonym na ogródek, znaleźliśmy ogromną ilość muszli ostryg. Zmartwieni, zaczęliśmy kopać w innym miejscu i znaleźliśmy kości małych zwierząt, ptaków. Pomyśleliśmy więc, że wykopiemy głębiej w pierwszym miejscu z muszlami ostryg i tam je przeniesiemy, ale gdy zaczęliśmy kopać głębiej, znaleźliśmy kości średnich zwierząt, no cóż, tak, ogromną ilość kości świń.” „Czy to miejsce, o którym pan mówił, było miejscem pochówku szczątków z rzeźni?” Pan T: „Też tak na początku myślałem i pobiegłem do urzędu. Ale upierali się, że nie ma takich zapisów. Dlatego zrobiłem zdjęcia i je przyniosłem. W końcu zgodzili się tylko przyjechać i zobaczyć, ale… o, tu są zdjęcia.” „O rany…” Ogromna ilość kości, nienormalna ilość. Tak jak mówił pan T, były też wymieszane muszle ostryg. Kości były różnej wielkości, a na zdjęciu wyglądały jak mieszanina nowych i starych. „To okropne. I co, zajęli się tym, prawda?” Pan T: „Właśnie… Ponieważ są te zdjęcia, chcę, żeby mnich mi uwierzył, ale te wszystkie kości, które tu były, zniknęły bez śladu w dniu, kiedy mieli przyjechać urzędnicy…” „Co?” Pan T: „Pewnie myśli pan 'Co?’. Ale naprawdę zniknęły wszystkie. Dlatego urząd stwierdził, że nie może nic zrobić.” „Co? A te zdjęcia jako dowód?” Pan T: „Nie uwierzyli mi. W końcu urzędnicy ich nie widzieli… A kilka dni później znowu się zaczęło.” „Czy to możliwe, że to zorganizowane nękanie przez mieszkańców miasteczka?” Pan T: „Też o tym myśleliśmy, ale ten dźwięk i drżenie, mnich też to widział, prawda? Czy wyglądało to, jakby ktoś robił to dla żartu?” „…Nie, ale zdjęcia…”

[135] Pan T: „Nawet ze zdjęciami nic nie da się zrobić. Musi być dowód rzeczowy… A następnego dnia po wizycie urzędników, znowu tam były.” „Co? Kości?” Pan T: „Tak, myślę, że dzisiaj też tam są. Chciałbym, żeby mnich je zobaczył, proszę.” Wziąłem telefon komórkowy i razem z panem T i jego żoną poszliśmy do ogrodu. Pomyślałem, że jeśli kości tam są, sfotografuję je swoim telefonem. Kiedy w przedpokoju zakładaliśmy buty, znów rozległ się dźwięk „BAM!” i usłyszeliśmy drżenie jakiegoś okna. Żona: „Nie jesteśmy głupi, nagrywaliśmy te dźwięki, ale powiedziano nam, że nie ma związku z kośćmi, a w ogóle zapytano nas, co to jest, i to my jesteśmy w kropce.” Pośpiesznie próbowałem nagrać film, ale zjawisko już ustało. Wyszliśmy we trójkę do ogrodu. Idąc w prawo od wejścia, dotarliśmy do pięknego ogrodu z widokiem na morze. Na samym skraju działki leżała niepasująca do otoczenia niebieska plandeka. Czułem się już nie jak mnich. Coś dziwnego najwyraźniej się działo, a dźwięk i wibracje słyszałem i widziałem na własne oczy, to było pewne. Mimo że jestem bojaźliwy, moja ciekawość tych zbyt wyraźnych, niewytłumaczalnych zjawisk rosła.

[136] Gdy zbliżyliśmy się do plandeki, trawa wokół była lekko zwiędnięta. Atmosfera była aż nadto wymowna. Zanim pan T podniósł plandekę, ścisnąłem różaniec i, choć nie na głos, zacząłem recytować sutrę. Kiedy plandeka została podniesiona, zobaczyłem, tak jak mówił pan T, odrażającą ilość kości, muszli ostryg itp. Pan T: „Widzi pan, są tutaj, dokładnie tak, mnichu, widzi pan? Tutaj, to, to.” Hmm? Patrząc na ten nieprzyjemny widok, znów poczułem dziwne uczucie dysonansu. Nie było zapachu… „Panie T, mimo że jest tu tyle kości, śmieci, czy raczej różnych rzeczy, nie czuć zapachu, prawda?” Pan T: „Może dlatego, że długo leżały w ziemi? Ale ważniejsze, mnichu, widzi pan je, prawda?” „Tak, widzę. Czy mogę zrobić zdjęcie moim telefonem?” Pan T: „Tak, proszę bardzo, proszę.” Zastanawiałem się, czy to będzie ten często spotykany przypadek, że nie da się sfotografować, ale nacisnąłem przycisk migawki i usłyszałem „klik”. Zdjęcie zostało zrobione pomyślnie. „Panie T, czy mogę tego dotknąć?” Pan T: „Oczywiście, proszę bardzo.” Nie chciałem dotykać gołymi rękami, więc wziąłem małą łopatkę, która leżała w pobliżu, i dotknąłem nią najbliższej kości. „ stuk”, poczułem opór. To był materialny obiekt. Potem dotknąłem innych kości i również poczułem opór. W tym momencie żona krzyknęła cicho: „Ach!”. Spojrzałem w jej stronę. Wskazywała na okno domu (później sprawdziłem, że to okno kuchenne) i gestem pokazywała mi, żebym spojrzał: „Tam, tam”.

  • [142]>>136 Ciekawi mnie dalszy ciąg tej historii. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się aktualizacja.
  • [137] Czytam. Proszę kontynuować.
  • [138] Czytam uważnie.

[154] Kiedy spojrzałem tam, gdzie wskazywała żona pana T, dosłownie mnie zamurowało. Widząc to, nie byłem ani zaskoczony, ani nie wydałem żadnego dźwięku. Stał tam mężczyzna w szarym kombinezonie roboczym, który wyglądał, jakby obiema rękami trzymał ramę okna domu pana T i nią potrząsał. Z kontekstu i atmosfery doskonale rozumiałem, że nie jest to istota z tego świata, ale było to jak zobaczenie UFO (wierzę w nie) na niebie nad wielkim miastem w biały dzień, tak wyraźnie, że nie mogłem nawet poczuć zdziwienia. Myślę, że stałem tak zamrożony przez kilka sekund. Wtedy pan T powiedział do mnie cicho, ale pospiesznie: „Mnichu, to on, ten mężczyzna w koszuli, to też on”. „Co? W koszuli?” Ja wyraźnie widziałem mężczyznę w szarym kombinezonie roboczym, ale pan T powiedział „mężczyzna w koszuli”. „Panie T, mężczyzna w koszuli?” „Co? Mnichu, nie widzi go pan? To on.” „Nie, ja też widzę mężczyznę.” „Co?” „Ale on nie ma koszuli, tylko szary kombinezon roboczy.” „Co? Czy to nie jest brudna koszulka… cała w błocie?”

alt text

[155] Od wyjścia z domu minęły około 4 godziny, a w tak krótkim czasie wydarzyło się tyle niewytłumaczalnych rzeczy jedna po drugiej. Co więcej, nigdy wcześniej nie widziałem tak wyraźnie kogoś, kto prawdopodobnie nie był z tego świata. Widziałem wyraźnie nawet zmarszczki na kombinezonie i brud na wierzchu dłoni trzymających ramę okna. Ale pan T twierdził, że to brudna koszulka… Zbyt wiele rzeczy działo się naraz i mój umysł nie pracował sprawnie. Jak napisałem wcześniej, w naszych naukach rytuały Kaji Kito i tym podobne są całkowicie zabronione. Oczywiście nie mogę działać jak egzorcysta z mangi… Natychmiast poczułem, że pan T i jego żona pewnie tego oczekują. Co robić… Wtedy przypomniałem sobie o dokkosho. Pośpiesznie wyjąłem je z rękawa i skierowałem w stronę mężczyzny w kombinezonie, razem z różańcem (co właściwie jest niepoprawne), zacząłem recytować imię Buddy (myōgō) i dodatkowo wymówiłem dźwiękowe odczytanie sanskryckiej sylaby (bonji) Głównego Bóstwa. (To nie jest poprawna praktyka, to chaotyczna, własna improwizacja zrobiona w pośpiechu). Proszę, idź do Czystej Krainy… modliłem się desperacko.

  • [157]>>155 Straszne… ale ciekawe! Wiem, że jest pan zajęty, ale proszę o szybką kontynuację.

[163] W międzyczasie uważnie przyjrzałem się mężczyźnie w kombinezonie. Pamiętam do dziś jego głowę, która wydawała się siwa lub pokryta zaschniętym błotem, z siwiejącymi włosami, oraz ramiona i szyję, które sprawiały wrażenie lekko opalonych. Ale nie mogłem dobrze zobaczyć jego twarzy. Byłem na tyle blisko i w takiej pozycji, że normalnie powinienem był zobaczyć przynajmniej profil, ale z jakiegoś powodu twarz była niewyraźna. Mimo że widziałem zmarszczki na kombinezonie. Miałem wrażenie, że powinienem modlić się jeszcze mocniej, więc zamknąłem oczy na chwilę i modliłem się z jeszcze większą intensywnością, recytując imię Buddy. To też trwało tylko kilka sekund. Wtedy usłyszałem głos pana T: „Zniknął”. Usłyszałem też głos żony: „Ach…”. Otworzyłem oczy i mężczyzny w kombinezonie już nie było. Opuściłem wyciągnięte przed siebie ręce, a pan T i jego żona zaczęli mi dziękować jeden po drugim. Zupełnie nie wiedziałem, co zadziałało, ale mężczyzna trzymający ramę okna zniknął z tego miejsca. W tym momencie, niestosownie, pomyślałem: „Ach, powinienem był zrobić zdjęcie lub nagrać film telefonem”. Zapytałem pana T i jego żonę, ale oni też oczywiście niczego nie nagrali. Podszedłem do ramy okna, którą trzymał mężczyzna. Pomyślałem, że może zostały jakieś ślady. Oczywiście nic nie było. Mimo że trzymał ją tak brudnymi rękami. To znaczy, że jednak nie była to istota materialna. Wtedy nagle znów poczułem strach. Zacząłem desperacko myśleć, jak właściwie zareagować. Przepraszam, muszę na chwilę odejść.

  • [164]>>163 Ekscytujące (*°▽°).
  • [168] Mnichu, kiedy będzie aktualizacja? Ciekawi mnie dalszy ciąg.

[171] Wróciłem. Zastanawiając się, co robić, nagle zainteresowałem się zawartością pod plandeką. Skoro mężczyzna w kombinezonie zniknął, to może kości też zniknęły? Powiedziałem o tym panu T i poprosiłem o podniesienie plandeki… Kości tam były. Czyżby więc nie było związku z mężczyzną w kombinezonie? Znowu nic nie rozumiałem. Zachęcony również przez żonę, postanowiliśmy wrócić do salonu. Na miejscu złożyłem starannie ręce w geście gassho i wróciliśmy do środka. Pan T i jego żona, przez nieporozumienie związane z poprzednim przypadkiem, postrzegali mnie jak egzorcystę z mangi, co czułem bardzo wyraźnie w ich oczekiwaniach. Powiedziałem im szczerze, że nie jestem mnichem zdolnym do takich rzeczy, a to, co się stało, było zwykłym przypadkiem, ale pewnie z powodu nagromadzonego stresu, zinterpretowali to jako: „ale przecież przed chwilą pan to zrobił na naszych oczach”. Napiliśmy się herbaty i zaproponowałem, żebyśmy jeszcze raz wszystko uporządkowali. Po pierwsze, kości znaleziono zeszłego lata lub jesieni, a potem zaczęły się niewytłumaczalne dźwięki, drżenie okien i pojawianie się tamtego mężczyzny. Co więcej, kości można było sfotografować i dotknąć, były materialne, ale znikały akurat wtedy, gdy przychodzili urzędnicy. „Czy jest coś jeszcze?” Pan T: „No… czasami słyszymy ludzkie głosy z miejsc, gdzie nikogo nie ma.” „Jakie to głosy, czy da się zrozumieć, co mówią?” Pan T: „Coś jak 'Aaa’ albo 'Ummm’, takie męskie głosy, prawda?” – zwrócił się do żony po potwierdzenie. Żona: „Nigdy nie słyszałam wyraźnej rozmowy, ale to też nie brzmi jak odgłosy zwierząt. Tak jak mówi mąż, brzmi to jak ludzki głos, jakby należał do człowieka.” „A propos tego, co stało się przed chwilą w ogrodzie. Ja widziałem go w kombinezonie roboczym. To znaczy, wyraźnie widziałem szary kombinezon roboczy.” Pan T: „Ja do tej pory widziałem go, jak mówiłem, zawsze w brudnej koszulce, prawda?”

[172] Żona: „Tak, ja też widziałam mężczyznę w brudnej koszulce.” Dlaczego widzieliśmy go inaczej? Tak przy okazji, kiedy pierwszy raz zobaczyłem drżące okno w tym pokoju, za szybą nic nie widziałem. To też jest sprzeczne… Gdyby trzymał je tak, jak widziałem w ogrodzie, powinien być stąd doskonale widoczny… Ale nie przypuszczałem, że to, co wyglądało jakby ktoś trząsł oknem, naprawdę było (duchem) trzęsącym… „Co to była za ziemia pierwotnie?” Pan T: „Też mnie to ciekawiło i sprawdziłem, ale o ile sięgają zapisy, pierwotnie były to grunty rolne, które w okresie bańki gospodarczej przekształcono na działki budowlane. Poprzedni właściciel powiedział, że owszem, zbudował kiedyś coś w rodzaju szopy, żeby utrzymać dokumenty, ale to pierwszy raz, kiedy postawiono tu taki solidny budynek jak nasz. Wygląda na to, że nie było tu żadnych klątw, uraz ani incydentów.” „Ale w okolicy jest mało innych domów, prawda?”

[174] Pan T: „To była jedna z rzeczy, która nam się spodobała, więc do tej pory w ogóle się tym nie przejmowaliśmy.” „Czy pytali państwo sąsiadów, chociaż to dziwne słowo, ale ludzi mieszkających w pobliżu?” Czuję się już bardziej jak policjant albo detektyw niż mnich. Pan T: „Tak, nie chcieliśmy, żeby powstały dziwne plotki, a to wieś, my jesteśmy 'obcy’, więc pytaliśmy tylko okrężnie. Ale do tej pory nie usłyszeliśmy niczego, co mogłoby być przyczyną tych zdarzeń.” Żona: „Od początku miałam wrażenie, że tutejsi ludzie nie są zbyt życzliwi, ale zanim zaczęły się te rzeczy, bardzo podobała nam się piękna przyroda i krajobraz, i nie przejmowaliśmy się tym. Tak jak powiedział mąż, jesteśmy 'obcymi’, którzy przyjechali na wieś, więc nie było to nic dziwnego, ale skoro nikt się nie wtrącał, my też nie staraliśmy się aktywnie nawiązywać kontaktów… Dlatego na początku myśleliśmy, że odmówiono nam w pobliskich świątyniach i chramach.”

[180] „Przepraszam, czy mają państwo jakieś wspomnienia lub skojarzenia związane z mężczyzną w kombinezonie, którego widziałem?” Pan T: „Tak jak mówiłem w samochodzie, myślimy, że to ktoś, kogo nie znamy i kto nie ma z nami nic wspólnego.” „Próbowałem zobaczyć twarz tego mężczyzny, ale do końca mi się nie udało. Panie T, pani żono, czy widzieli państwo jego twarz?” Pan T: „Mnich też jej nie widział? My też, chociaż wiemy na pewno, że to mężczyzna, nigdy nie widzieliśmy jego twarzy… Ale nie sądzę, żeby kiedykolwiek miał na sobie kombinezon roboczy.” Żona: „Tak, zawsze był w koszulce.” Zauważyłem pewne niepokojące elementy w ich rozmowie, ale w tej chwili ważniejsze było dla mnie znalezienie jakiegoś rozwiązania, uspokojenie sytuacji, jeśli to możliwe, dokończenie przeniesienia, jeśli miało do niego dojść, i jak najszybszy powrót do domu. Myśląc o tym, nagle wpadłem na nieprzyjemny pomysł. Mimo że jestem bojaźliwy, interesują mnie dziwne historie, straszne opowieści, UFO, UMA. Skoro pan T i ja widzieliśmy ubiór mężczyzny inaczej, ale oboje nie mogliśmy zobaczyć jego twarzy… Może wśród kości pod niebieską plandeką znajdują się ludzkie szczątki? Może ta osoba pragnie modlitwy i dlatego powoduje te niewytłumaczalne zjawiska, aby to przekazać? Może odprawienie zwykłej ceremonii pamiątkowej rozwiązałoby wszystko? Tak rozwinąłem swoją teorię. Ale jeśli moja teoria była słuszna i znaleziono by ludzkie kości, oznaczałoby to incydent, sprawę dla policji. Tak też pomyślałem.

[181] Podzieliłem się tą amatorską teorią z małżeństwem. Pan T: „Jeśli, jak mówi mnich, znajdziemy ludzkie kości, to będzie sprawa kryminalna, prawda…” Żona: „Co? Morderstwo czy coś takiego?” „Nie, nie mówię, że na pewno, nie sądzę, żeby chodziło o morderstwo, ale wydaje mi się, że to zjawisko jest związane z wolą kogoś, kto nie został pochowany…” Pan T: „Przy tak dużej ilości kości, faktycznie trudno stwierdzić.” Żona: „Co?” Pan T: „Mnichu, co konkretnie powinniśmy zrobić?” „Cóż, nie mam pewności i szczerze mówiąc, nie wiem, co się stanie, ale może najpierw spróbujmy wykopać wszystko spod tej niebieskiej plandeki?” Żona: „A co jeśli je znajdziemy? Jeśli naprawdę będą ludzkie kości…” Pan T: „Ale jeśli tego nie zrobimy, nic się nie zmieni, więc może musimy to zrobić.” Miałem na sobie szaty mnicha, więc przepraszam, ale nie mogłem bezpośrednio pomóc. Rozpoczęła się praca polegająca na wykopywaniu wszystkiego spod plandeki i segregowaniu znalezisk według wielkości i rodzaju.

[182] W tym czasie stałem tuż obok, z rękami złożonymi w geście gassho, i nieustannie recytowałem sutry. Małżeństwo kopało bez przerwy przez około godzinę. Ostatecznie przestrzeń wielkości około czterech mat tatami (4 jō) została szczelnie wypełniona znaleziskami. To niestosowne określenie, ale gdyby pojawiła się czaszka, byłoby to pewne. Jednak nie znaleziono niczego przypominającego czaszkę, a ponieważ nie jestem lekarzem, mimo że zajmuję się sprawami życia i śmierci, patrząc na wykopane kości, zupełnie nie potrafiłem stwierdzić, które są ludzkie, ani czy w ogóle są tam ludzkie kości. Wtedy zaproponowałem im: „Szczerze mówiąc, nie wiem, czy są tu ludzkie kości. Ale fakt, że znaleziono ich aż tyle, jest zdecydowanie nienormalny. Dlatego może zbierzmy te wszystkie kości razem, odprawmy dziś za nie modlitwę i, na przykład, pochowajmy je starannie na skraju działki, okazując im troskę?” Pan T: „Nie spodziewałem się, że znajdziemy aż tyle. Dziwne, ale nawet widząc to wszystko, nie chcę się stąd wyprowadzać, nie mam takiego zamiaru. Oczywiście nie mamy też pieniędzy na przeprowadzkę. I jakoś tak, patrząc na to wszystko, zrobiło mi się ich żal… Pomijając muszle ostryg, kości zwierząt, tak jak pan mówi, czuję, że trzeba za nie odprawić modlitwę.” Żona: „Ja też czuję się dziwnie. To uczucie niechęci, które miałam, nagle zmieniło się, podobnie jak u męża, w uczucie litości… Nie litości, ale współczucia.”

[183] Czułem, jak dotychczasowa nieprzyjemna atmosfera stopniowo się rozładowuje i zmienia na lepsze. Pan T podszedł do skraju działki, blisko drzewa liściastego (przepraszam, nie znam nazwy) i zapytał mnie: „Czy tutaj będzie dobrze?” „Myślę, że tak. To drzewo będzie też służyć jako nagrobek.” Pan T i jego żona ostrożnie przenieśli kości, posegregowane według wielkości, a następnie razem przenieśli wszystkie muszle ostryg. Potem ponownie zaczęli kopać pod tym drzewem. Poczułem ulgę i rozluźniłem się. Wtedy właśnie to się stało. Pan T, który kopał dół, krzyknął głośno: „Ach!”. „Co się stało?” Kiedy ruszyłem w stronę pana T, jego żona, która stała za mną, przenosząc ziemię wykopaną z dołu, krzyknęła głośno: „Ach!”. Co? Co się stało? Spojrzałem w obie strony, ale nie wiedziałem, w którą stronę ruszyć, i znów zamarłem. Przepraszam, znów muszę na chwilę odejść.

  • [184]>>183 Wow, w najlepszym momencie!
  • [185] Mnichu, czekamy. Czytanie tego to teraz moja największa przyjemność.
  • [187] Spodziewałem się, że to nękanie ze strony sąsiadów, ale chyba nie.
  • [188] A tak przy okazji, czym było to „coś przypominające grób”?
  • [189]>>188 Czyżby miejscem pochówku kości?
  • [191]>>189 Hmm, rozumiem.

[190] Przepraszam. Jutro mam prośbę o pomoc w innym miejscu, więc napiszę, ile zdążę, a jeśli nie skończę, dokończę jutro wieczorem. Kontynuuję. „Mnichu, tutaj, tutaj.” Mówiąc to, pan T wyskoczył z dziury, którą kopał (na tyle głębokiej, że zakrywała dolną połowę jego ciała), więc odruchowo ruszyłem w jego stronę. Pan T: „Mnichu, dziura, dziura.” Pan T wskazywał na wnętrze dziury. Ale nic tam nie było. Tylko zwykła wykopana przestrzeń. „Co się stało?” Pan T: „Co? Gdzie? Nie ma go? Przed chwilą ten mężczyzna modlił się w moją stronę. Z wnętrza wykopu, u moich stóp, modlił się do mnie. Pojawił się nagle, więc oczywiście się przestraszyłem.” „Ach, pani żona!” Pośpiesznie odwróciłem się w stronę żony, żeby sprawdzić jej stan. Patrzyła w górę, na drzewo nad nami. Podszedłem bliżej i zapytałem: „Pani żono, wszystko w porządku?”. Żona: „Tak, wszystko dobrze. Przepraszam, że tak głośno krzyknęłam. Bo… przed chwilą ten mężczyzna był na tym drzewie i dlatego się przestraszyłam i krzyknęłam. Patrzył na męża, siedząc na drzewie. Ale kiedy mnich podszedł, zniknął… Mnichu, widział go pan?” „Nie, tym razem go nie widziałem.” Żona: „Czy… poszedł do nieba?” „Cóż, niebo to nie nasze słowo, ale Czysta Kraina, tak. Słyszała pani o Czystej Krainie Najwyższej Szczęśliwości (Gokuraku Jōdo)? No właśnie. Nieważne słowa, byłoby dobrze, gdyby tak się stało. Kiedy skończymy pochówek, może odprawimy ponowną ceremonię?” Mówiąc to, spojrzałem ponownie na drzewo, ale nie było na nim niczego szczególnego.

[192] Nie mamy gotowych procedur na takie sytuacje, więc odmówiłem sutrę, którą uznałem za odpowiednią, i odprawiłem ceremonię pamiątkową na swój sposób. Wcześniej, przez nadmierną ostrożność, przygotowałem sproszkowane kadzidło (makko) (zwykłe kadzidło (senko) wydawało mi się nieodpowiednie), i to dobrej jakości (choć to nieodpowiednie określenie) drzewo sandałowe (byakudan). Zapaliłem je, dałem małżeństwu książeczki z sutrami i wspólnie, jednym głosem, modliliśmy się o osiągnięcie oświecenia w Czystej Krainie dla wszystkich istot – ludzi, zwierząt – które mogły być pochowane w tym dole. Nie było jeszcze wieczora, więc myślałem, że uda mi się wrócić do domu za dnia. Wróciliśmy do salonu i, chociaż mogło to być na próżno, zasugerowałem, że powinni poinformować urząd o możliwości znalezienia ludzkich kości wśród pochowanych szczątków, oczywiście nie mówiąc pochopnie o niewytłumaczalnych zjawiskach. Jeśli urzędnicy ich zignorują, to trudno, a jeśli coś się stanie, mogą się ze mną skontaktować. Kiedy o tym rozmawialiśmy, żona powiedziała: „Jeśli chodzi o sprawę w ogrodzie, naprawdę nam pan pomógł. Dziękujemy.” „Nie ma za co. Takie spotkania są rzadkością, ale cieszę się, jeśli mogłem pomóc.” Pan T: „Naprawdę dziękujemy.” „Nie, nie.” Żona: „A więc… chodzi o to 'coś przypominające grób’, o którym mąż mówił na początku…” …Co?

[194] „Chwileczkę… Czy to nie było to, co właśnie zrobiliśmy w ogrodzie?” Pan T: „Przepraszam, tak naprawdę to była tylko jedna rzecz.” „Co? Ale te kości, ten mężczyzna…” Pan T: „Tak, ale to nie było coś przypominające grób, prawda… To było raczej miejsce porzucenia kości…” „Co? Czyli to coś innego?” Żona: „Tak, przepraszamy. To 'coś przypominające grób’ jest na drugim piętrze.” Cooo? Aaaach? To niemożliwe, prawda? Czym były te wszystkie dotychczasowe wydarzenia… Przeżyłem już wystarczająco dużo dziwnych rzeczy i chociaż jestem bojaźliwy i nie jestem egzorcystą, naprawdę się postarałem… Ja… O rany… Czy uda mi się bezpiecznie wrócić do domu… Mój stan ducha musiał być bardzo widoczny na mojej twarzy. Pan T, niemal kłaniając się do ziemi, powiedział: „Proszę. Przed chwilą też nam pan pomógł. Dlatego myślę, że wszystko będzie dobrze.” „Nie… To już trochę za dużo… Jak mówiłem, tamto też było szczęśliwym zbiegiem okoliczności…” Czy takie rzeczy naprawdę się zdarzają… Może to tylko sen… Zacząłem myśleć w kategoriach ucieczki od rzeczywistości.

[195] Tak przy okazji, kiedy rozmawialiśmy o kościach w ogrodzie, też mówili „jedna rzecz”… „Przepraszam… Proszę mi powiedzieć szczerze, czy oprócz tych kości i tej sprawy na drugim piętrze jest jeszcze coś?” Pan T: „Nie, reszta, a właściwie to, o co naprawdę chcieliśmy prosić, to sprawa na drugim piętrze. To już wszystko. Kiedy mnich przyjechał, najpierw wydarzyła się sprawa z tym mężczyzną, więc nie było czasu na rozmowę o drugim piętrze. Naprawdę przepraszam.” „Ale z tego, co mówiliście, wszystko zaczęło się w zeszłym roku, po znalezieniu kości w ogrodzie…” Żona: „Tak, zgadza się. To na drugim piętrze też zaczęło się od tamtego czasu…” „W takim razie może już się uspokoiło?” Pan T: „Tak, mam nadzieję, ale na wszelki wypadek chciałbym, żeby poszedł pan z nami na drugie piętro.” „Chwileczkę. Jeszcze nie usłyszałem o objawach czy zjawiskach związanych z drugim piętrem.” Pan T: „Ach, racja…” „A tak w ogóle… wiem, że to bardzo niegrzeczne pytanie, ale jak państwo mogą tu mieszkać po tym wszystkim? Ja, chociaż jestem mnichem, bardzo się boję. Czy naprawdę nie powinni państwo pomyśleć o przeprowadzce?” Pan T: „…” Żona: „Przepraszam…” „Ach, przepraszam, powiedziałem za dużo… Przepraszam.” Czułem, że jestem już psychicznie wyczerpany. Czułem irytację, której normalnie nie odczuwam.

[197] „Panie T, jest coś, co mnie zaniepokoiło w tym, co usłyszałem w samochodzie.” Pan T: „Tak, co takiego?” „Mówił pan, że mieszkają państwo we dwoje, nie mają dzieci, a w pobliżu nie ma domów, a jednak powiedział pan 'żeby ktoś nas usłyszał’. Czy to ma związek z drugim piętrem?” Pan T: „…Tak.” „Pani żono, w rozmowie z panią też było coś, co mnie zaniepokoiło, kiedy rozmawialiśmy o sprawie w ogrodzie.” Żona: „…Tak.” „Kiedy rozmawialiśmy o koszulce, powiedziała pani 'mężczyzna jest’.” Żona: „…Tak.” „To znaczy, że oprócz tamtego mężczyzny jest jeszcze ktoś inny, jakaś istota podobna do człowieka, tak? Na tym drugim piętrze.” Żona: „…Tak. To już nie dotyczy tylko drugiego piętra, ale… głównie tak. Przepraszam.” Hmm, czy naprawdę da się coś z tym zrobić… Myśląc o tym, jednocześnie czułem dziwną złość i coś w rodzaju błędnego poczucia misji.

[198] Chciałem pisać dalej, ale muszę się przygotować na jutro, więc przepraszam, że za każdym razem przerywam w takim momencie. Myślę, że jeśli utrzymam to tempo, jutro skończę. Naprawdę przepraszam za ten długi, chaotyczny tekst. Złożenie rąk w geście gassho.

  • [199]>>198 Dziękujemy za wysiłek. Z niecierpliwością czekamy na dalszy ciąg.
  • [201] Wreszcie nadrobiłem zaległości. >>198 To jest świetne! Ale szkoda, że dzisiaj się kończy… Jeśli ma pan inne historie, chętnie posłuchamy.

[202] Dobry wieczór. Postaram się pisać jak najszybciej, żeby dzisiaj skończyć. Przepraszam, jeśli znów będę musiał na chwilę przerwać. „Przepraszam, chciałbym konkretnie zapytać, co się stało, co się dzieje na drugim piętrze i co państwa niepokoi…” Pan T: „Tak… przepraszam… Zaczęło się mniej więcej po tym grillu w ogrodzie, o którym mówiłem. Na początku spaliśmy w pokoju przy korytarzu, ale wcześniej spaliśmy na drugim piętrze, w pokoju z widokiem na morze. Był naprawdę piękny widok… Ale po tamtym zdarzeniu nagle, nie chodzi o obecność kogoś, ale to coś przypominające grób pojawiło się w pokoju. W sypialni na drugim piętrze, nagle zaczęło unosić się w powietrzu.” „Unosić się?” Pan T: „Tak… Chyba najlepiej byłoby, gdyby pan to zobaczył, ale trudno to opisać. Jak w filmie science fiction, może jak grafika komputerowa, coś takiego, coś przypominającego grób unosiło się niewyraźnie w pokoju. Byliśmy tylko zszokowani. A potem zaczęły dobiegać stamtąd dźwięki i jakby głosy.” Żona: „To nie były dźwięki ani głosy. Z tego czegoś, o czym mówi mąż, wychodziły też istoty podobne do ludzi. Wychodziły, czy raczej pojawiały się tak (wyciągając ręce przed siebie) niewyraźnie, unosiły się, a czasem schodziły na dół.” Pan T: „To nie jest kłamstwo.” „Tak, na tym etapie oczywiście ani trochę nie wątpię, proszę się nie martwić. A jakiej to jest wielkości i jaki ma kształt?”

[203] „Jeśli można, proszę narysować to na kartce.” Żona przyniosła kartkę i długopis, a pan T narysował. Pan T: „Wygląda to tak, prawda?” Żona: „Tak, właśnie tak, a wielkość, no cóż… mniej więcej taka (pokazując rękami kwadrat).” Na kartce narysowany był obiekt złożony z prostokąta i kwadratu, który rzeczywiście przypominał nagrobek. Wielkość wydawała się wynosić około 30-40 cm w kwadracie… „A czy są jakieś nieprzyjemne rzeczy związane z tym, coś co się dzieje…” Pan T: „Sama jego obecność. Taki obiekt jest w pokoju przez cały czas, nie, unosi się, a z niego wydobywają się dźwięki, głosy, pojawiają się istoty podobne do ludzi. To jest strasznie nieprzyjemne.” „Czy odczuwacie jakiś ból fizyczny, cierpienie?” Pan T: „Skoro pan pyta, to nie, ale stres jest ogromny. Jesteśmy psychicznie dręczeni.” Żona: „Dlatego od prawie pół roku nie wchodzimy na drugie piętro. Po prostu się boimy.” „Rozumiem. Chociaż właściwie nie rozumiem, ale chodźmy na drugie piętro. Tylko proszę pamiętać, że naprawdę nie wiem, czy będę w stanie to rozwiązać. I czy rozmawiali państwo o tym z kimś innym oprócz mnie?” Pan T: „Nie, o kościach wiedzą niektórzy, ale o tym wszystkim rozmawialiśmy tylko z mnichem po raz pierwszy.” We trójkę ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na drugie piętro.

[204] Może to przez tę sytuację. Piszę to po raz kolejny, ale jestem z natury bojaźliwy, więc przypominają mi się nieprzyjemne rzeczy. Kiedy stanęliśmy u podnóża schodów, przypomniał mi się stary program o duchach, w którym z góry schodów schodziła niewyraźna kobieta w białej sukience, ale nigdy nie było widać jej od klatki piersiowej w górę, chociaż wyraźnie schodziła (kobieta z nienaturalnie długim tułowiem). Zdałem sobie sprawę, że znowu się boję, i zrobiło mi się dziwnie śmiesznie. „No dobrze, wchodzimy.” Pan T ruszył pierwszy po schodach. Postanowiłem tylko jedno: jeśli cokolwiek się stanie, natychmiast zrobię to samo, co w ogrodzie.

[205] Kiedy dotarliśmy na szczyt schodów, pan T powiedział: „O, zmieniło się!”. „Co? Co się zmieniło?” Pan T: „Widać to wyraźniej niż wcześniej. Kochanie?” – zawołał żonę. Żona również powiedziała: „Naprawdę, wcześniej nie widzieliśmy tego tak wyraźnie. Było bardziej rozmazane…” Ja wszedłem za nimi do pokoju. I zobaczyłem, że nie ma tam obiektu przypominającego nagrobek, który narysowali, ale coś przypominającego poczwarkę motyla lub ćmy, naprawdę unoszącego się w powietrzu. „To, co widzę, znacznie różni się od kształtu, który państwo narysowali…” Pan T i żona, prawie jednocześnie: „Co?” „Co?” Pan T: „Nie, przecież jest takie samo, prawda? Mnichu, czy to nie wygląda jak grób?” „Co?” Dlaczego tak się dzieje? „Przepraszam, dla mnie wygląda to jak poczwarka motyla lub ćmy z jakimiś wzorami.” Pan T, żona: „Co?” To samo zjawisko, co przy mężczyźnie w kombinezonie w ogrodzie.

alt text

[206] Pomyślałem, że szukanie przyczyny w tej sytuacji prawdopodobnie nie ma sensu, więc powiedziałem: „Spróbuję zrobić zdjęcie” i spróbowałem sfotografować to telefonem komórkowym. (Zapomniałem napisać, ale nadal używam starego telefonu z klapką z 2014 roku). Myślałem, że tym razem może się nie udać, ale usłyszałem zwykły dźwięk migawki „klik”. W tym momencie poczwarka zaczęła drżeć, jakby wibrowała. Pan T: „Uaa!” Żona: „Kya!” Wyglądało na to, że oni też zauważyli, że stan się zmienił. Szybko schowałem telefon, wziąłem różaniec, złożyłem ręce w geście gassho, przycisnąłem dokkosho oboma kciukami, zacząłem recytować imię Buddy (myōgō) i wymówiłem dźwiękowe odczytanie sanskryckiej sylaby (bonji). Wtedy rozległ się głośny dźwięk „BAM!” i wibracje, takie jak te, których doświadczyłem na początku w tym domu, a potem zaczął unosić się bardzo nieprzyjemny zapach. „Śmierdzi…” – pomyślałem, kontynuując recytację. Wtedy pan T powiedział: „Mnichu, coś strasznie śmierdzi, pojawił się okropny zapach”. Byłem pewien, że to, co teraz robię, czy jest to poprawne, czy błędne, wywołuje jakąś reakcję.

[207] „Śmierdzi”, „śmierdzi” – pan T i jego żona powtarzali to wielokrotnie, ale nie uciekli stamtąd. W tym czasie głośny dźwięk „BAM!” i wibracje trwały. Ja też nie wiedziałem, co jest właściwe, więc kontynuowałem recytację. Wydawało mi się, że trwało to około 5 minut, ale w rzeczywistości pewnie krócej, jednak ten czas się dłużył. Powtarzając to w skupieniu, podobnie jak w ogrodzie, zamknąłem oczy, mocno wyobraziłem sobie Główne Bóstwo i skupiłem się nie na odpędzeniu złych rzeczy, ale na modlitwie o ich wyzwolenie (jōbutsu). W zamkniętych oczach, których nie widziałem, poczułem, jak przestrzeń „wygięła się” w dziwny sposób. „Ach! Zniknęło! Mnichu, zniknęło!” – krzyknął głośno pan T. Odetchnąłem z ulgą i otworzyłem oczy. Zobaczyłem pana T i jego żonę trzymających się za ręce i podskakujących lekko w miejscu. Żona powiedziała: „Ach, zapach zmienił się na bardzo przyjemny…” Pan T: „Naprawdę… niesamowite.” Prawdopodobnie… był to zapach drzewa sandałowego, które paliłem w ogrodzie. Żona, mówiąc „piękny zapach”, zaczęła otwierać okno w tym pokoju. „Przepraszam za ten piękny zapach, ale było zamknięte przez prawie pół roku.” „Mnichu, naprawdę dziękujemy, to… niesamowite” – powiedział pan T, wyciągając rękę do uścisku. „Nie, naprawdę, tak jak mówiłem, to był przypadek, szczęśliwy zbieg okoliczności. Proszę nie myśleć inaczej. Nie mam żadnych specjalnych umiejętności ani mocy.” Pan T: „Ale to pan zakończył sprawę w ogrodzie i w tym pokoju, uratował nas, to jest pewne.” „Cóż… prawdopodobnie… 'odpędzanie złych rzeczy’ zasadniczo nie istnieje w naszych naukach. Dlatego zarówno w ogrodzie, jak i tutaj, modliłem się, aby poszli do Czystej Krainy. Może po prostu to było dobre… Dlatego proszę, abyście państwo również modlili się o to razem ze mną?” Mówiąc to, ponownie odprawiliśmy ceremonię pamiątkową podobną do tej w ogrodzie.

[208] Słowa mojego starszego kolegi z tej samej szkoły brzmią: „Dziwne zjawiska (kai) dzieli się na cztery typy: fałszywe (gikai), błędne (gokai), tymczasowe (kakai) i prawdziwe (shinkai)”. Zacząłem się zastanawiać, do której kategorii zalicza się to, czego tutaj doświadczyłem. Pomyślałem też, że i tak nie da się tego wytłumaczyć, ale coś mi nie dawało spokoju. To nie była powieść, dramat czy film, więc może rzeczywistość po prostu taka jest, ale nie byłem usatysfakcjonowany. Państwo T wielokrotnie mi dziękowali, a nawet zapraszali, żebym został na noc i zjadł z nimi kolację, ale miałem plany na następny dzień, więc grzecznie odmówiłem i powiedziałem, że chcę wrócić jeszcze dzisiaj. To był naprawdę długi dzień… I czy to naprawdę koniec? Miałem różne przemyślenia, więc szczerze powiedziałem im o tym i ruszyłem w drogę powrotną. Pan T i jego żona odwieźli mnie, więc w samochodzie dużo rozmawialiśmy. Kiedy wyjeżdżaliśmy z ich posiadłości, słońce jeszcze nie zaszło, więc ponownie spojrzałem na okolicę, tym razem inaczej niż w drodze tam. Po chwili zobaczyłem pierwszy dom, w pewnym sensie dom sąsiada. „Ach…” – wydałem z siebie dźwięk. „Co?” Pan T gwałtownie zahamował, samochód się zatrzymał. Pan T: „Mnichu, co się stało? Coś się stało?” „Proszę spojrzeć na dach tamtego domu.” Żona: „Kyaaa!” Na dachu tego domu siedziała? (zebrała się) ogromna liczba kruków. Naprawdę pierwszy raz widziałem taką ich liczbę. Widok był tak niezwykły, że zrobiłem zdjęcie telefonem, ale kiedy opuściłem szybę, żeby zrobić zdjęcie, większość kruków nagle odleciała. Mimo że nie wydałem żadnego dźwięku. Pan T: „Czy to ma jakiś związek?” „Nie wiem… ale odleciały, a to nie jest dom państwa T, więc myślę, że wszystko w porządku.”

  • [209] Ciekawi mnie, czy poszły do tamtego domu, czy może odesłały jakąś klątwę tamtej osoby, czy też to zupełnie bez związku.
  • [210]>>208 >>209 Też tak pomyślałem. Może sąsiedzi, którzy nie lubią obcych, wysyłali jakieś żywe duchy (ikiryō)…?

[211] W tej samej chwili krzyknąłem „Wa!”. Pan T i jego żona również krzyknęli głośno: „Co się stało!”. „Przepraszam, przestraszyłem się, bo nagle zadzwonił mój telefon (nagle zawibrował w trybie cichym). Przepraszam, naprawdę jestem bojaźliwy.” Pan T i jego żona zaśmiali się. Nie chodziło jednak o rozładowanie atmosfery, nagle zaczęły przychodzić e-maile. Zaczęły napływać powiadomienia o „nieodebranych połączeniach z poczty głosowej”. Podobnie zwykłe e-maile… Dlaczego nie dochodziły w domu pana T? Pomyślałem, że to dziwne i zapytałem: „Przepraszam, czy w okolicy domu państwa T nie ma zasięgu?” Pan T: „Co? Niemożliwe (śmiech). Jak inaczej mógłbym zadzwonić do mnicha? (śmiech)” „Ha ha ha, racja. Przepraszam.” Nie chciałem odsłuchiwać poczty głosowej w samochodzie, więc spojrzałem na e-maile. Były od rodziny. Podałem im tylko przybliżony czas, więc martwili się, że zwykła ceremonia buddyjska trwa zbyt długo, a do tego nie mogli się do mnie dodzwonić. Odpisałem: „Pojechałem w odległe miejsce w prefekturze, więc zajęło to trochę czasu. Wracam teraz.” Nie chciałem ich niepotrzebnie martwić, więc nie zamierzałem opowiadać o dziwnych zdarzeniach. W każdym razie, to był dzień pełen drobnych, dziwnych incydentów. Bezpiecznie wróciłem do domu. Państwo T bardzo uprzejmie i wielokrotnie mi podziękowali i odjechali. Na pożegnanie powiedziałem: „Gdyby coś się znowu działo, proszę dzwonić”, ale miałem nadzieję, że nic się nie wydarzy. Tego dnia byłem oczywiście wyczerpany, tak bardzo, że zasnąłem w wannie.

[213] Zapomniałem napisać wcześniej, ale po powrocie do domu najpierw podziękowałem Głównemu Bóstwu bardziej niż zwykle. Po kąpieli, nie jedząc kolacji, od razu poszedłem spać. Następnego dnia, mimo zmęczenia, odprawiałem modlitwy, ale coś mi nie dawało spokoju. Kim właściwie byli państwo T? Czy była jakaś historia, której nie opowiedzieli, a która mogła być przyczyną? Postanowiłem zapytać pana D. Nie widziałem pana D od ponad trzech lat, ale chciałem też zapytać go bezpośrednio, dlaczego mnie polecił. Zadzwoniłem na jego numer komórkowy, ale słyszałem sygnał, nikt nie odbierał. Zadzwoniłem kilka godzin później, ale sytuacja się powtórzyła. Następnego dnia to samo. Pomyślałem, że to dziwne, i postanowiłem, że jeśli pojutrze nie odbiorą, zadzwonię do firmy. Tego dnia też próbowałem kilka razy i w końcu po południu ktoś odebrał. „Halo, pan D? Tu ○○. Dawno się nie słyszeliśmy.” „Słucham? Ale to pomyłka” – odpowiedział kobiecy głos. „Co? Czy to nie jest komórka pana D?” „Nie, to pomyłka.” „Bardzo przepraszam.” Czyżbym pomylił numer? Zadzwoniłem ponownie. I znowu ta sama kobieta… Hmm? Dlaczego? „Mam ten numer od dwóch lat, więc poprzedni właściciel musiał zmienić numer, prawda?” Rozumiem… Więc to tak (śmiech). Pod wpływem niedawnych wydarzeń zacząłem wszystko łączyć z niewytłumaczalnymi zjawiskami i poczułem się zawstydzony. Przeprosiłem kobietę i poszukałem wizytówki, którą kiedyś dostałem od pana D. Zadzwoniłem na numer firmowy i powiedziałem: „Nazywam się ○○, chciałbym rozmawiać z panem D.” Usłyszałem w odpowiedzi: „Z panem D? Przepraszam, ale który pan ○○?” – zapytał głos pełen nieufności.

[214] „Przepraszam, jestem ○○, pracowaliśmy razem przy □□ kilka lat temu…” „Ach, ten z tamtych czasów” – ton głosu nagle wrócił do normy. „Jestem jego żoną. Dawno się nie słyszeliśmy.” „Ach, to pani żona. Dawno się nie słyszeliśmy. Chciałbym więc rozmawiać z panem D.” „Przepraszam… D zmarł około trzy lata temu.” „!” „Halo?” „Ach, przepraszam, zmarł? Nie wiedziałem, bardzo przepraszam. Przepraszam.” „Ach, nie szkodzi. Czy nie dotarło do pana zawiadomienie?” Pan D zmarł na niewydolność serca trzy lata temu. Poczułem dreszcz. To kiedy pan T mnie polecił? Co się dzieje? Zacząłem być coraz bardziej zdezorientowany. Dlatego zadzwoniłem do pana T, żeby zapytać, kiedy pan D mnie przedstawił.

  • [216]>>214 Co…

[215] „Halo, panie T, tu mnich.” Pan T: „Ach, bardzo dziękuję za ostatni raz. Od tamtej pory atmosfera w domu całkowicie się zmieniła, naprawdę nam pan pomógł. Nic dziwnego się już nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie, wie pan, ten zapach, zapach drzewa sandałowego, które pan palił, jakby pozostał, dom znów stał się jasny, żona też jest panu ogromnie wdzięczna.” „Ach, to dobrze, cieszę się, że mogłem pomóc. Ale proszę nie mówić o mnie innym. Naprawdę nie mam żadnych zdolności do rozwiązywania takich problemów.” Pan T: „Oczywiście, obiecaliśmy tego dnia, a my też nie możemy tak po prostu opowiadać o tym, co się stało, proszę się nie martwić. Dotrzymamy obietnicy, a mnich jest osobą, która nam pomogła. Jesteśmy tylko wdzięczni.” „Przepraszam, chciałbym o coś zapytać, jeśli można.” Pan T: „Tak, o co chodzi?” „Przepraszam… Kiedy pan D pana do mnie skierował?” Pan T: „…” „Halo?” Pan T: „Tak.” „Przepraszam, kiedy i w jaki sposób dowiedział się pan o mnie od pana D?” Pan T: „Mnichu…” „Tak?” Pan T: „Wszystko już zostało rozwiązane, zakończmy ten temat.” „Co?” Pan T: „Mnich nam pomógł. I to wystarczy, zakończmy już.” „Co?…” Pan T: „Do widzenia.”

  • [217] Co to ma znaczyć…

[219] „Przepraszam…” Rozłączył się. Dlaczego? Co to jest? W narastającym zamieszaniu, 14 czerwca, kiedy zacząłem pisać tę historię, wróciłem do domu po wyjściu, a rodzina powiedziała mi: „W ciągu dnia był telefon w sprawie buddyjskiej ceremonii. Pytali konkretnie o ciebie, mówili, że są od pana D.” Do dzisiaj ten chaos nie ustąpił. Minęły już dwa dni, a ja nadal nie zadzwoniłem w tej sprawie. Rodzina codziennie mi powtarza: „Musisz szybko zadzwonić, bo to niegrzeczne”, ale boję się. Co do trzech zdjęć zrobionych telefonem komórkowym, rzeczywiście zostały zapisane, ale dwa z nich, oprócz ostatniego ze zdjęciem domu z krukami na dachu, były całkowicie czarne. Próbowałem przenieść je na komputer i pobawić się kontrastem w programie graficznym, ale nic się nie zmieniło, pozostały czarne. Nie mam żadnych dowodów, a jak napisałem na początku, ze względu na moją pozycję mnicha, nie mogę o tym rozmawiać z bliskimi. To pierwszy raz, kiedy spotkałem się z tak dziwnymi i niewytłumaczalnymi wydarzeniami. Ponieważ to nie jest fikcja, nie ma żadnego morału ani zakończenia, ale pomyślałem, że jeśli podzielę się tym chaotycznym tekstem, może uzyskam jakieś opinie od czytelników. Bardzo przepraszam za długi tekst. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali. Będę wdzięczny za wszelkie opinie. Złożenie rąk w geście gassho.

alt text
  • [221]>>219 Dziękujemy za wysiłek! Bardzo czekałem na tę historię! Nawiasem mówiąc, wierzę w zjawiska paranormalne. Wynik nie jest jasny, ale może ktoś bezprawnie używa nazwiska pana D…?
  • 220 …
  • [222] Nierozwiązane… to znaczy (((( ;Д))))
  • [223] Aaaaach! Nierozwiązane, to okropne, okropne! Nic na to nie poradzę, ale czuję niedosyt!
  • [225] Może pan D pojawił się we śnie państwa T i powiedział: „Tę zjawę może rozwiązać tylko pan ○○ (mnich)”? Ale gdyby tak było, pewnie powiedzieliby o tym mnichowi, kiedy zapytał o pana D… W każdym razie, dziękujemy za wysiłek.
  • [226] Tajemnicze. Nie rozumiem, dlaczego pan T nie chce mówić. Musiał mieć jakiś kontakt z panem D, żeby z nim rozmawiać, więc myślę, że powiedziałby o tym, nawet jeśli byłoby to dziwne. Nie rozumiem.
  • [234] A może państwo T to duchy, które nie osiągnęły spokoju, i skonsultowały się z panem D w zaświatach? A mnich to rozwiązał. I teraz mnich zyskał sławę w zaświatach? I inne duchy, które nie mogą osiągnąć spokoju, konsultują się z panem D. I znowu przychodzi prośba do mnicha o pomoc w osiągnięciu spokoju. …Byłoby romantycznie.
  • [237] Przepraszam, jeśli to zabrzmi niegrzecznie, ale historia tego mnicha była interesująca i łatwa do czytania. W tym momencie nie ma znaczenia, czy jest prawdziwa, czy zmyślona. Ciekawi mnie też kontynuacja w zależności od tego, co stanie się ze sprawą z 14 czerwca. Ale na razie dziękujemy za długi tekst. Wyobrażam sobie, jak trudno musiało być przypominać sobie tak szczegółowo to dziwne doświadczenie, i współczuję stresu. Oby mnich zaznał spokoju. Przepraszam za długi komentarz.
  • URLをコピーしました!

コメントする